Prawie że góry... nazwa bloga
wywodząca się od dworca Wrocław Główny. Bo ileż to razy był on
ostatnim węzłem przesiadkowym wyjazdów w góry, początkiem
ostatniego etapu podróży. Był prawie że w górach.. Do 2010 roku (kiedy to osiedliłem się
we Wrocławiu) wiele razy byłem we Wrocławiu, jednak tylko raz
gdzieś dalej niż dworzec. Z tego okresu pamiętam dach nad
peronami, mgliście jedynie wspominam halę główną dworca, wyjście
na zewnątrz oraz reprezentacyjną elewację wejściową dworca. Co
jednak najsilniej kojarzyło mi się z Wrocławiem, a w szczególności
z samym dworcem, to charakterystyczne jedzenie. Dziś nazwa pita
pewnie na nikim nie zrobi szczególnego wrażenia, jednak w czasach
mego wczesnego dzieciństwa był to pewien powiew zachodu (a
właściwie orientu). Co prawda gdzieniegdzie spotykało się tego
typu jedzenie, jednak te wrocławskie pity były specyficzne – nie
dość że placek dosyć mocno był zapełniony dodatkami, to jego
„wrocławskość” polegała na dużej różnorodności tych
dodatków, włącznie z kukurydzą. Za każdym razem, gdy
przejeżdżałem przez Wrocław i trzeba było odczekać swoje na
kolejny pociąg, pędziłem do hali na ten przysmak.
Właśnie dlatego podejrzliwie
spoglądałem na plany remontowe Dworca Nowego Głównego. No ja
rozumiem, że dworzec ma stać się docelowo miejscem „exclusive”,
że ma tu powstawać wspaniała galeria handlowa na której PKP
wreszcie zarobi krocie, jednak... jednak jak sama nazwa wskazuje, ma
to być DWORZEC przede wszystkim. Dworzec pełen podróżnych,
niekoniecznie pachnących po wielogodzinnej podróży z przesiadkami,
podróżnych wygłodniałych po długotrwałej podróży. A z
zapowiedzi wynikało, że bud z pitami nie będzie, bo skoro
„exclusive” to miejsca na brudzące barachło nie będzie! I
nikogo nie obchodzi, że sentyment nakazuje wciągnąć kolejną
pitę, i nie ważne, że potem pójdzie to w brzuch. Wtedy łatwiej było dbać o sylwetkę...
Dlatego po remoncie odwiedziłem
Dworzec z niedowierzaniem. Bo jak to, dworzec w którym nikt nie
interesuje się najczęstszymi potrzebami podróżnych? Na szczęście,
w holu dworca jednak pozostawiono lokale dla głodnych podróżujących.
Jedynie trochę je ucywilizowali, bo z tego co pamiętam, kiedyś
były zarówno restauracje jak i wspomniane „budy” na galeryjce,
dziś dostępne są tylko bary znajdujące się w wyodrębnionych
lokalach. Pity nie spróbowałem, bo na dworzec trafiło mi się w
porze krótko-pośniadaniowej, mam więc nadzieję, że wciąż
smakuje tak samo.
Ogólny zarys halu wygląda podobnie
jak kiedyś, choć jak wspomniałem, mgliście jedynie go pamiętam.
Wyjście... wydaje mi się niższe. Choć ładniejsze i porządnie
odrestaurowane, jakby straciło na dostojności i powadze. A może to
dlatego, że ja kiedyś byłem o wiele niższy? Ważne, że elewacja
frontowa z wieżyczkami przypomina tą ze wspomnień, choć za Chiny
nie mogę sobie przypomnieć tych bocznych naw, które oczywiście
już wtedy musiały stać, bo gdzie zmieściłby się dworzec?
Mgliście przypominam sobie jakieś rusztowania – czyżby chodziło
o remont na przełomie lat 80-tych i 90-tych?
Podsumowując, muszę przyznać, że
mimo obaw remont dworca nie rozczarował. Co prawda nie budzi już
takich emocji jak kiedyś – ale we wspomnieniach trawa jest zawsze
bardziej zielona. Tak więc renowację i wygląd obecny dworca
pozwolę sobie ocenić na 4 – takie bardzo mocne, choć jeszcze nie
na 4+.
Hm,w środku nie widziałam, będę miała okazję w sobotę, na razie na pewno nie podoba mi się kolor elewacji.Podobno nawiązuje do oryginalnego, sprzed lat, ale i tak mnie to nie przekonuje.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że jest i że odnowiony.
Wczoraj w pociągu usłyszałem taką wypowiedź podróżnego (chyba z Poznania): "dopiero 3 czy 4 razy byłem we Wrocławiu, ale uważam że to piękne miasto. Kiedy w Poznaniu wysiadasz na dworcu to nic ciekawe, nic specjalnego nie odczuwasz, brak temperamentu. Jak wysiadłem dziś we Wrocławiu, to przez pierwsze kilka minut zachwycałem się tym dworcem."
OdpowiedzUsuńI według mnie to jest doskonałe podsumowanie remontu wrocławskiego dworca :) Naprawdę jego wygląd jest ponadprzeciętny!
PS. Dlaczego nie można komentować Twojego bloga wpisując podpis? Muszę się logować na konto Google, a to trochę uciążliwe.
PS2. Zapraszam na mojego bloga, trochę powiązanego tematycznie: http://miastapolskie.info/
Ponadprzeciętny? ROTFL... Zadbany, z domieszką zabytkowości, choć ogromna ilość minimalizmu wnętrz utrudnia zachwycanie się architektoniczną bryłą. Owszem, przy polskich zaniedbaniach to może zachwycać, ale na tle zachodu trudno uważać to za arcydzieło, po prostu wyremontowany i NIC WIĘCEJ. Porównanie do rozkopanego Poznania to jak porównywanie normalnej zachodniej autostrady do polskich dróg polnych - nie na miejscu i tyle. Ponadprzeciętny, to jakiś czas temu widziałem chociażby dworzec w Przemyślu, i jeśli nie uległ dewastacji, to wrocławski się przy nim umywa - a przecież to nawet nie wschód Polski, a dla Europy to już bliski wschód raczej :)
UsuńWięc może pozostańmy przy stwierdzeniu: odnowiony, nie popsuty - ale to ledwo ciutkę powyżej zera, choć przy niedawnej minus nieskończoności może wydawać się wielkim skokiem...
PS. Gdy w Poznaniu wchodzisz na starówkę, to nią idziesz, idziesz, i do rynku wciąż masz spory kawałek. I podobnie gdy z rynku wracasz... Gdy staniesz na rynku we Wrocławiu - to już widzisz komunistyczne potworki i pryska magii czar... to tak w kwestii porównania Wrocławia z Poznaniem...
OdpowiedzUsuń