piątek, 25 lipca 2014

Dokąd zmierzasz, Stary Książu???

Do zamku Cisy próbowałem dostać się już kiedyś, zimą. Szlak ze Strugi na mapie wydawał się bardzo prosty, niestety, brak mostu przed samym zamkiem sprawił, że musiałem odpuścić – kto w środku zimy chce ryzykować zmoczenie nóg w rzeczce? Tym razem zapobiegawczo postanowiłem zdobywać go od strony Chwaliszowa – nawet nie byłem świadom, że słowo „zdobywanie” idealnie pasuje do charakteru podejścia.
Tak więc porzucając auto gdzieś przy drodze, powoli rozkręcam się na jakieś drodze ciągnącej się wśród pól. Droga niby zamknięta dla pojazdów, jednak kawałek dalej okazuje się, że na mojej drodze spotykam grupę jakichś bardziej barbarzyńskich myśliwych, którzy sobie samochodami wjechali na przyległą do pola łachę trawy i urządzili piwak, co zastanawia o tyle bardziej, że uczestników było tyle samo, co samochodów. Lekko hałaśliwą grupkę wolę ominąć bokiem, zwłaszcza, że akurat tutaj oznakowanie szlaku się urywa i należy iść na czuja. Jak się później przekonałem, widać kawałek drogi ktoś sobie zaorał, bo po co orać dwa mniejsze pola, jak można „polecieć po całosci” i szybciej ogarnąć jedno większe pole. Niestety, robienie sobie pól ze szlaków spotykam nie po raz pierwszy, tutaj chociaż ktoś nie postawił sobie bezczelnie płotu. Za polem jednak jakoś odnajduję właściwy szlak i wzdłuż rzeki idę kawałek prosto, aby zaraz zacząć ostrą wspinaczkę na szczyt zamkowego wzgórza.

Zamek Cisy koło Wałbrzycha
Zamek Cisy w swej pełnej okazałości


baszta zamku Cisy - okolice Wałbrzycha
Zamek Cisy to całkiem spora ruina, z której ostała się znaczna część ścian, co w pełni oddaje dawną wielkość tej formacji obronnej. Stan murów pozwala co odważniejszym (i lepiej wysportowanym) wdrapać się na szczyt zamku i obejść wokół całość zaglądając do poszczególnych sal z poziomu dawnego dachu. Ja decyduję się tylko na zajrzenie do jakiejś wieży, do której wejście znajduje się jakieś 2 metry nad ziemią. Chwila buszowania wewnątrz obrysu zamku i postanawiam wyjść „na zewnątrz”. Dopiero od tej strony widać wielkość tej dawnej warowni. Okazuje się też, że do zamku jest też o wiele wygodniejsze wejście poprzez most spuszczony nad suchą fosą. Stąd jeszcze krótki kawałek powoli obniżającą się drogą i dochodzę do mostu. Przynajmniej w założeniach.
Bo niestety, most w postaci kilku betonowych płyt typu jumbo jak sobie leżał w wodzie, tak sobie nadal leży i nic nie zapowiada, żeby się to miało zmienić. Że to jednak dopiero pierwsze kilometry, i że poziom wody niższy niż poprzednio, to stwierdziłem, że może nawet suchą nogą uda mi się przejść – a jeśli nie, to o tej porze roku mogę sobie pozwolić na minimalne zamoczenie nóg.
kwitnąca jabłonka
Tymczasem za rzeką droga powoli przechodzi w przejezdną nawet dla samochodów ceprostradę. Mnie z kolei czeka szybki przekrój rodzajów lasów na krótkim terenie: obok mrocznego lasu świerkowego rozciąga się prawie stepowa polana, zarastająca w oddali rzadko porozrzucanymi brzózkami. Z kolei ten krajobraz kilkaset metrów dalej przechodzi w dziki las mieszany z przewagą wysokich sosen. I tym lasem idę kolejne kilkaset metrów, aby dojść do glinianej drogi, w wielu miejscach przecinanej kałużami zbierających się w odciśniętych koleinach po ciężkich traktorowych oponach. Włażąc buciorami w taką kałużę zauważam, jaki ładny brązowo-czerwony osad narasta mi na butach. Gdybym studiował geologię to może pracę dyplomową napisałbym właśnie o tych wszystkich osadach/błotach, które często tak ładnie zbierają się na kałużach?
Wałbrzych, zbiornik retencyjny
Tymczasem przechodzę obok zbiornika retencyjnego z charakterystycznym chyba dla Dolnego Śląska otworem przelewowym na środku jeziora (a nie wylotem rzecznym na końcu, jak ma to miejsce przy klasycznych zalewach) aby na chwilę wrócić do cywilizacji w postaci Pełcznicy. I poza zdjęciem z jabłonką kwitnącą przy schodach nie byłoby o czym wspominać, gdyby nie tabliczka „teren budowy wstęp wzbroniony” na mostku prowadzącym do cisa Bolko. No, szlak ewidentnie prowadzi przez mostek, który notabene wygląda na już w pełni zbudowany, widać tabliczki ktoś łaskawie nie ściągnął, bo przecież normalni ludzie w takie miejsca nie chodzą, więc co tu się przejmować? Tylko skoro nie chodzą, to po nowy most postawili? Niestety, ta tabliczka to zapowiedź tego, co już wkrótce mnie czeka.

zabytkowy cis Bolko - struktura kory
Kora zabytkowego cisu Bolko

korzenie wyrastające w pniu starego drzewa
Chyba podświadomie przewidując, że czeka mnie takie „stechnicyzowanie” przepięknej kiedyś drogi, tym razem po raz pierwszy dostrzegam fakturę kory zabytkowego cisa, a także jakby splątane korzenie wyrastające... na wysokości metra ponad ziemią, w środku próchniejącego pnia drzewa.
Niestety, od tego miejsca było coraz gorzej. Zwykła leśna droga została splantowana, po czym ustawiono przy niej nie wiadomo czemu służące paliki. A pamiętacie wąski przesmyk tuż nad rzeką, na którym bałem się, że polecę w dół? Zamiast zabezpieczyć go jakimś pomocniczym łańcuchem, zrobiono w tym miejscu kolejny mostek, co odbiera przejściu jakikolwiek posmak przygody. Słowem, szlak, który o każdej porze roku zaskakiwał mnie innym magicznym miejscem, został doprowadzony do stanu „cywilizowana droga parkowa, pozycja katalogowa numer …”, co totalnie zabiło urok tego miejsca. Aż się wstydzę, że to ja kiedyś zwróciłem uwagę pracownikom zamku Książ na tą urokliwą drogę, bo żeby móc pokazać ją każdej ciamajdzie, która sobie zażyczy doznać tych magicznych przeżyć... niestety, sprawiając w ten sposób, że cala droga totalnie zatraciła swój urok. Przypuszczam, że i odcinek pętelki po drugiej stronie rzeki nie wygląda lepiej, skoro z daleka już straszy jakimiś dziwnymi „drewnianymi ściankami”, które nie wiedzieć czemu mają służyć.
zamek Książ koło WałbrzychaGdy już dochodzę w pobliże Starego Książa, sobie znanym podejściem (które na szczęście jeszcze pozostało dzikie) wspinam się ostro na górę... i tu moje rozczarowanie przepełnia czarę goryczy. Bo stary zamek został spopularyzowany – niestety, kosztem kolejnych atrakcji. Taras widokowy został zabezpieczony barierką ochronna, która niestety spłaszcza odbiór widoków. Jeśli ktoś pamięta urokliwy tunel pod zamkiem, w jego skrajnej części – to musi zapamiętać dobrze ten widok, bo przejście zostało zamurowane z obydwu stron. 
Skoro w części górnej pokotem rozłożyły się liczne ogniska, bo przecież każdy kto przyjdzie sobie z dzieckiem, żoną, mężem – musi mieć własne ognisko, bo przecież nie można przyłączyć się do czyjegoś? No, ale mamy wolność, każdy ma prawo do swojego ogniska... szkoda, że wszędobylski dym w takiej ilości specjalnie nie poprawia trwałości kruchej zaprawy zrujnowanego zamku. Choć i tak jeśli chodzi o erozję ścian, to ten dym nie będzie miał takiej siły niszczącej, jak bezmyślny dzieciak który w ramach zabawy, pod okiem swoich rodziców, bawi się w hurtowe sprawdzanie, które cegłówki jeszcze trzymają się ściany, a które już jest w stanie oderwać i odłożyć gdzieś obok. Z pewnością część z nich za kilka lat sama by odpadła w wyniku niszczącej siły czasu – ale przez te kilka lat z pewnością spowalniałaby erozję cegłówek i zaprawy znajdującej się pod nimi. Ale co tam, ważne, że dziecko ma zabawę i nie hałasuje, a kto by się przejmował takim niszczeniem zamku?
Tu rządzi natura. Zostałeś ostrzeżony!
Ze sromotnym żalem nad rychłym upadkiem zamku dosyć szybko opuszczam ten magiczny kiedyś teren i tym razem górą postanawiam wrócić w okolice zalewu, bokiem omijając Pełcznicę. Już kiedyś chciałem zapuścić się tym szlakiem, jednak zbyt późna była to pora, a wiele map po prostu pomija ten szlak, więc wcześniej nie chciałem ryzykować, że wyrzuci mnie w jakiś obcy teren. Teraz jednak miałem i odpowiednią mapę, i pora była po temu, a i wyglądało, że i droga prowadzić mnie będzie tam, gdzie chciałem podążać – więc czemu by z niej zrezygnować? Co do słuszności decyzji upewniłem się, widząc wymalowany na drzewie dziwny runiczny znak. Czy to glif strażniczy pilnujący tego miejsca przed zakusami cywilizacji, czy może drogowskaz dla zbłąkanego wędrowca szukającego odrobiny natury – nie dane było mi odczytać, jednak był to ewidentny znak, że podążam we właściwym kierunku. Jeszcze tylko widok na zamek Książ na pożegnanie cywilizacji – i kawałek dalej zagłębiam się w specyficzny brzozowy zagajnik. Trzeba przyznać, że to całkiem przyjemny kawałek dróżki, gdzieniegdzie ledwo wijącej się pomiędzy gęsto rosnącymi białymi drzewkami, który z czasem prowadzi nad sztuczne rozlewisko.
A potem już powrót ta samą szeroką drogą pełną kałuż z glinianym błotem osadzającym się na butach, stepowa polanka poprzerastana rzadko porozrzucanymi brzózkami, zburzony most z płyt, którego nikt nie chce odbudować, ruiny gotyckiego zamku i zaorana droga, i po kilkugodzinnym spacerku można wrócić do domu.