środa, 27 kwietnia 2011

Krótki urlop

Żegnaj nam, dostojny, stary porcie,
Rzeko Odro, żegnaj nam,
Zaciągnąłem się na krótki rejs do Hollandi,
Gdy wrócimy, opowiem wam...
Źródło: lekko zregionalizowana szanta "Pożegnanie Liverpoolu"
I znów krótka przerwa pomiędzy kolejnymi notkami. Tym razem ze względu na wyjazd zagraniczny. Choć to niezwiązane z tematyką bloga, postaram się wrzucić jakieś krótkie streszczenie. A po długim weekendzie majowym - powrót do tematyki prawie że górskiej. Na razie - dwa zdjęcia rzeczy typowych dla Amsterdamu...

środa, 20 kwietnia 2011

Czasy, gdy Polska była mocarstwem

Sarmata patrzący na butelczynę
No patrzcie, nie napisali
ile to ma procent!!


Wrocław, 16 kwietnia rok 1611. Polska jest krajem miodem i winem płynącym. Bogactwo naszego kraju znane jest w całej Europie. W zamkach odbywają się wielkie uczty. Tak dzieje się i tu, w budynku wrocławskiego arsenału. Przez tumult ludzkich głosów próbuje przebić się melodia taneczna. Na środku sali panowie próbują zauroczyć panie gracją swych ruchów, panie – starają się zauroczyć panów gracją swych uśmiechów i powabem powłóczystych spojrzeń. Jednak zbyt duża ilość spożytych kufli sprawia, że pora iść spać, choć zabawe wre w najlepsze.
Sarmaty pozegnanie z ukochana
[…] Ech, ta wczorajsza zabawa. Głowę rozrywa tępy ból, każdy krok przechodzących obok osób rozsadza czerep. Ale... czy to na pewno głos stóp? Czy to na pewno nie stukot wojennych werbli? Bogactwa zawsze przyciągały amatorów łatwych łupów. Więc pora się rozejrzeć, przecież dziś mój dzień na wieży. W oddali widać dym, warkot werbli staje się coraz donośniejszy. Hen, hen, daleko widać flagę – biel, czerwień... kolory naszej Rzeczpospolitej. Lecz... czy aby nie za dużo tych pasów? Na tle werbli powoli udaje się wyłapać dodatkowy dźwięk – coś jakby kobzy? A może dudy? Tak, i te pasy biało-czerwone jakieś dziwne, jeden przy drugim wąziutkie, za to jakże liczne. Węgry, Turki, Tatary, czy jaka inna swołocz? Tak, to wróg zbliża się do bram, czas zadąć w róg, ile sił, by każdy usłyszał. Po dłuższej chwili na dziedzińcu rozlega się tupot stóp, wrzaski – pierwsi wojowie już przygotowani do walki, nawołują pozostałych. Za niektórymi wybiegają rozpłakane panny, niektórzy jeszcze żegnają się ze swymi kochanymi.

Bitewny harmider

honorowa walka
Honorowa walka
Najpóźniej przychodzą żołnierze z grzmiącymi rurami. Leniwi, ospali, jak zwykle zbyt pewni siebie i aroganccy. No cóż, w końcu elita armii. Że jak ich zwą? Nuszkieterami, czy jakoś tak to szło. A nie, coś od muszek było, muszkietery jakie czy co? Ech, nie ważne, wróg zbliża się do bram, z tego zamyślenia nie zamknąłem bram. Już są na dziedzińcu. Lecz cóż to, nasi nie biegną do walki? Osada naszego zamku, zawsze z największej zaciekłości do boju znana, nagle chowa się za tymi od grzmiących rur? A ci, zamiast wystrzelić ze swych kiji, coś do nich wsypują, ubijają?
wystrzal muszkietow
Aż jest, nagle przykucnęli, wyciągnęli swe kije przed siebie – i nagle głośny huk zagłusza wszystkie dźwięki. Muszkieterowie, czy jak im tam, z z drugiego rzędu dają krok w przód, kucają, i znowu huk, i znowu hałas, wszędzie wokół pełno dymu. I kolejni, kolejni – a po przeciwnej stronie dziedzińca padają kolejne trupy. Lecz za wolno, tamci wciąż prą do przodu, coraz bliżej naszych. Maszkaronowie rozbiegają się na boki, teraz pora na naszych, prawdziwych wojów, co to im nie strach stanąć w oko w oko z przeciwnikiem. W ruch poszły szable, wszędzie wokół leje się krew, trup ściele się gęsto.
walka muszkieterow
Lecz okazuje się, że maszkieterowie (no, jak to im w końcu było?) nie uciekli, co rusz z jakiejś flanki czy okna wydobywa się dym, głosu muszkietów już nie słychać wśród stukotu szabli. Lecz na nic ta walka, dziedziniec coraz liczniej zalewa fala najeźdźców. Zapewne dziś przyjdzie dać głowę w obronie ojczyzny – a przecież można było żyć spokojnie na wsi swojej, a tu mi się wielkomiejskości zachciało... choć te miejskie niewiasty jakże piękne...

muszkieterzy i inni wojowie


Powrót do teraźniejszości

XVII-wieczny zolnierz przy posilku
Stary, pognieciony zwitek papieru, zżółknięty już ze starości. Nigdy nie zwróciłbym na niego uwagi, jednak uparcie wpycha się pod nogi. Co go stamtąd wiatr zabierze stamtąd, to znów pod buty przywiewa. Więc jak nie podnieść i do kosza nie wyrzucić. Ale... nie, to nie jakiś paskudny papierek po czekoladzie, czy inne śmieci – tu widać jakieś niewyraźne pismo, takie jakby niedzisiejsze, starannie napisane. Zupełnie nie jak moje bazgroły. Przynajmniej w niektórych miejscach, bo z innych zdenerwowanie piszącego przeziera. Zaczynam czytać... „Wrocław, 16 kwietnia roku pańskiego 1611....” O rety, to równo 500 lat temu! Zaciekawiony zaczytam czytać dalej. „Polska jest krajem miodem i winem płynącym....”
niewiasty muszkieterow


Tance XVII-wieczneNagle zewsząd słyszę hałas. No rozumiem, sobota, Wrocław miasto turystyczne, a na dodatek jestem w muzeum blisko rynku – w Arsenale...  ale jednak przed chwilą nie było tu tak głośno. No właśnie, gdy odrywam wzrok od kartki, wokół widzę mnóstwo ludzi, na dodatek w jakichś dziwnych historycznych strojach. Inscenizacja jakaś, czy coś? Na środku dziedzińca odstawiają jakieś niedzisiejsze tańce. I trzeba przyznać, że piękne te tańce, a choć muzyka nie w moich klimatach, to dużo lepsza od obecnego w niektórych dyskotekach umcyk-umcyk. Chwila, chwila – czyżby ta kartka to magiczny zwój, który przeniósł ludzi sprzed 1611 roku do naszych czasów? Wokół zdezorientowani turyści, widać, że pary tańczące też powoli zaczynają zauważać coś dziwnego wokół. Jednak co odważniejsi turyści powoli dołączają do tańców, a i historyczne panny jakoś zainteresowały się tymi mężczyznami w dziwnych jak dla nich ubraniach – żadnych kapoków, kamizel, i spodnie takie inne. I choć te nowe „dziwolągi” za nic w świecie nie potrafią połapać elementarnych kroków kontredansa, choć nie wiedzą co to plie i eleve – to jakoś panny nie wybrzydzają. W końcu to jakaś odmiana.
Po dłuższej chwili z twarzy tańczących powoli wyziera zmęczenie, a każdy rozchodzi się w swoją stronę, niektórzy samotnie, niektórzy z tymi samymi partnerami, z którymi zaczynali, jeszcze inni – z nowo poznanymi partnerami z innej epoki. Na chwilę na dziedzińcu zapanował spokój.
Czy mozna prosic pania do tanca?
Czy można prosić Panią do tańca?

przyczajeni muszkieterzy
Niestety, nie była to długa chwila. Nagle zza murów dobiega hałas bębnów, do którego dołącza powoli narastający odgłos dęcia w kobzy. Przez otwartą bramę wchodzą kolejni przebierańcy, niestety, tym razem nie nastawieni tak pozytywnie. Na dziedzińcu zapanowało zamieszanie, aby wkrótce wyłoniła się z niego pierwsza fala obrońców. Pierwszy rząd oddaje salwę przed siebie, drugi w pośpiechu sypie proch w muszkiety, ubija, wkłada kulę, podpala lont. Za chwilę kolejny huk nieskoordynowanych wystrzałów, powoli cały dziedziniec zapełnia się dymem.
Walka sarmatow na szable
W rozgardiaszu wojennym coraz rzadziej słychać wystrzały, co raz częściej słychać odgłos stali uderzającej o stal. Najdziwniejsze, że choć walka już chwilę trwa, znikąd nie słychać sygnałów policji, choć widać, że kilka osób w panice dzwoni gdzie popadnie.
Dym powoli zaczyna opadać, powoli dają się dostrzec pierwsze zarysy postaci. Choć żołnierze nie mają jakichś charakterystycznych mundurów, każdy nosi swe znoszone prywatne łachmany, choć ciężko rozpoznać narodowość poszczególnych żołnierzy, to mam dziwne wrażenie, że wygrali nasi. Na szczęście....

No, ale o co chodzi?

pozegnalny poklon muszkieterow
Pożegnalny pokłon muszkieterów
No, a teraz po ludzku. 16 kwietnia, w sobotę, w gotyckim budynku arsenału wrocławskiego zorganizowana została „Schola Militaris” czyli pokazy XVIIwiecznych obyczajów i wojsk. To okres, gdy w wojsku polskim oprócz klasycznej broni do walki wręcz, oprócz klasycznych łuków i kusz, pojawiają się pierwsze muszkiety. Stroje i repliki broni prezentowało 40 uczestników zarówno z całej Polski, jak i z Węgier. Oprócz jakże oczywistych "przebieranek", przygotowano pokaz tańców i inscenizację walki. I to chyba tyle, bo co tu dużo zanudzać suchymi informacjami.
Za to polecam opis na stronie organizatorów tej imprezy - Wolnej Kompanii Sarmackiej z Wrocławia.

piątek, 15 kwietnia 2011

Dzień, w którym anioły rozlały mleko na niebie...

bazie na tle nieba
Gdy tego dnia wyszedłem z domu, miałem wrażenie, że anioły rozlały mleko na niebie. I choć słońce na wszelkie możliwe sposoby stawało się sprawić, żeby niebo było niebieskie, to jednak ono uparcie chciało być szaro-białe. Widać tego anielskiego mleka dużo się rozlało, bo dosyć długo niebo utrzymywało swój nudny kolor. Jednak miało to swoje zalety, bo zwierzęta okazały się nad wyraz ufne, w ciągu dnia wychodząc na drogi ludzkie. Ale o wszystkim po kolei...
wiewiorka wsrod drzew
Tą wędrówkę postanowiłem rozpocząć w podwrocławskich Kotowicach. Aby odpuścić sobie nudne asfalty, próbuję dojechać do samego „dworca” PKP, co nie jest łatwe, ale jakoś się udaje. Jako że to wiosna, najbardziej oczywistym wyborem był szlak o kolorze wiosennych narcyzów i żonkili. Niestety, poza kwiatami wokół ani kawałka żółtego, tak więc pozostaje próbować iść na czuja. Niestety, po chwili drogę blokuje mi rozpościerająca się wokół... Krótki rzut oka na mapę i okazuje się, że to nie rozlewająca się na wszystkie strony Odra, a jedynie strasznie podłużne jezioro Panieńskie. Tak więc nie pozostaje nic innego jak odbić do torów. Jednak warto było pobłądzić, bo już wkrótce spotykam rudokitą wiewiórkę. Oj, złośliwa psotnica, spokojnie okazuje swe uroki tak długo, jak długo nie próbuję jej zrobić zdjęcia, kiedy to nagle ucieka na drugą stronę. I zaraz z powrotem pokazuje się z powrotem, gdy chowam aparat. 
nietoperz

ukryta jaszczurka
Ropucha niesie drugą na grzbiecieNo cóż, znudziła mi się ta zabawa w kotka i myszkę, więc postanawiam iść dalej. Tym razem po południowej stronie torów, dochodzę do kolejnego już jeziora, Dziewiczego. Przy nim jeszcze więcej życia. A to kudłate psisko zamieszkujące okolice przystani, a to zmęczony nocnym lataniem nietoperz, za chwilę ropuchy noszące się na grzbiecie. Kawałek od nietoperza, na zwalonym drzewie – rezolutna jaszczurka, na chwilę przystająca by wygrzać się w promykach słońca, za chwilę uciekająca przed wzrokiem. Zresztą, i po drzewie warto się przejść w głąb jeziora, widoki ciekawe, choć trzeba uważać żeby nie zaliczyć wiosennej kąpieli. A przecież jeszcze trzeba by wymienić dające o sobie znać jedynie świergotem ptaki i dziobiącego dzięcioła, które jednak w żaden sposób nie chcą się pokazać, czy „niebezpiecznego dzika” pilnującego domostwa.
niebezpieczny dzik

Powoli więc obchodzę jezioro Dziewicze, które w szczególności na swym zachodnim końcu urzeka płytkimi  (połowy wysokości człowieka) wąwozikami. Teraz już dalej wzdłuż żółtego szlaku (który odnalazł się gdzieś w połowie długości jeziora), szeroką leśną drogą. Przy torach kolejowych spotykam pierwszych kolarzy, którzy, choć z GPS-em, pobłądziliby by bez moich wskazówek. Za to w zamian dostaję kolejne namiary na ciekawe miejsce – tym razem mowa o kolejowym moście na wysokości Czernicy. 
agresywny zaskroniecA ja schodzę ze szlaku, aby podążyć w nieznane. Mostek nad szerokim potokiem, pola ze stojącymi na środku wierzbami – to główne atrakcje tej malowniczej okolicy, które z pewnością skusiłyby niejednego malarza krajobrazów. Niestety, miejsce do którego zmierzałem, oznaczone na mapie jako pełne rowów, zagłębień bardziej przypomina płytkie stare leje bombowe, dawno już zarośnięte krzakami i trawą. Za to po drodze spotykam kolejne stworzenia – a to agresywny zaskroniec próbujący niczym żmija zaatakować (poprzednie uciekały widząc człowieka z daleka), a to krecik. W starych liściach buszują myszy, większość jedynie daje się usłyszeć i zauważyć delikatnie poruszenie liści, jedna mniej ostrożna jednak też daje się wypatrzyć.
piaszczysta plaza nad Odra
A skoro to już tak blisko, postanawiam wyjść nad Odrę, która na wysokości Gajkowa dopiero pokazuje piękno rozlewisk, że o małym kawałku piaszczystej plaży nie wspomnę. Ale cóż, pora powoli wracać. Znów wśród świergotu ptaków, prawie tą samą drogą – choć tym razem od torów kolejowych udaje się przejść ją całą zabłąkanym żółtym szlakiem... A przed samochodem wyczekują rozradowane motyle, wesoło bawiące się w berka.
Choć to wiosna, o mało co zapomniałbym wspomnieć o budzącej się do życia roślinności. Bazie już powoli rozkwitają na żółto, więc na niebieskich kawałkach nieba doskonale spełniają rolę kwiatów jabłoni, które już wkrótce nam rozkwitną w sadach. Choć obawiam się, że nie dożyją do bliskiej już Wielkanocy - a przecież bazie były nieodłącznym elementem Wielkanocy, Na ziemi – pełno białych zawilców, słonecznych narcyzów czy delikatnych złoci i ziarnopłonów. Zresztą, kto by je wszystkie nazwał? Jeśli chcecie, obejrzyjcie je sami na spacerze...
Zawilce

poniedziałek, 11 kwietnia 2011