sobota, 21 stycznia 2012

Skąd brać pieniądze na te wszystkie wydatki?


Wyjazdy, podróże, ostatnio także święta, sylwester, karnawał – a portfel robi się z dnia na dzień coraz chudszy. Skąd na to wszystko brać pieniądze? Praca zawsze za mało płatna, na bank napadać – strach, że policja złapie... więc może wykopać jakiś skarb z ziemi? Trzeba by wiedzieć, gdzie wcześniej go ktoś zakopał... albo kopać w kopalni złota. A tych w okolicach Wrocławia znaleźć można kilka.



Takoż i zdarzyło mi się trafić na imprezę integracyjną w jednej z nich, w Złotym Stoku. Dnia pierwszego opisywać nie będę, bo obowiązki służbowe nie pozwalały na żadne zwiedzanie. Za to drugi dzień to właśnie była turystyczna rozrywka. Na początek czas wolny, więc korzystając z okazji zwiedzanie Złotego Stoku grupkami. Trzeba przyznać, że wszędzie widać dawny splendor – i niszczące działanie czasu. Choć kiedyś kopalnia przynosiła bogactwo mieszkańcom tej miejscowości, dziś mało kogo stać na remont starych budynków. Być może z czasem to się zmieni, gdy do kopalni ściągać będą tysiące turystów – na razie pozostaje oczyma wyobraźni uzupełniać to co oczy widzą. A trzeba przyznać, że choć nadgryzione zębem czasu, stare elewacje wciąż zachowały swe ozdoby. Gdzieś na końcu ul. Wojska Polskiego odnajduję kościół z ciekawymi rzeźbami, w szczególności z nietypowym nepomukiem... i pora już wracać, aby zdążyć na poszukiwanie złota.



Wędrówkę po kopalni zacząć



Tak, bo taki właśnie był cel wyprawy. Poznać życie górnika i zdobyć trochę złota. Żeby jednak nie było za łatwo... już na wstępie masa ostrzeżeń. Dokładniej: cała ściana, a nawet muzeum – bo właśnie w złotostockiej kopalni znajduje się unikalne Muzeum Przestróg, Uwag i Apeli w którym, niczym tapeta, jedna przy drugiej wiszą tabliczki ostrzegawcze BHP. Żeby jeszcze bardziej wzbudzić czujność i trwogę o własne życie, kolejnym punktem zwiedzania okazuje się Chodnik Śmierci. To tu skazywano na śmierć górników szukających dodatkowego źródła zarobku w podkradanych z urobku grudkach złota. Skazańca stawiano pod ścianą, a jego ręce wkładano w specjalnie przygotowane dziury, które następnie wypełniano zaprawą. I choć w legendę tą można zwątpić wiedząc, że nigdy w tym miejscu nie znaleziono szczątków ludzkich, jednak w takim razie pozostaje pytanie: skąd właśnie tam wziął się tajemniczy biały nalot pochodzenia organicznego, niespotykany nigdzie indziej w kopalni?
Potem już można zwiedzać, choć ciągle bacząc na własne bezpieczeństwo. Bo na trasie zagrożeń dużo – a to tajemnicze pajęczyny ogromnego pająka, a to jakaś wspinaczka kopalnianą ścianą, a to nagle zjazd zjeżdżalnią... choć nie tylko ziemia okazuje się tu niebezpiecznym żywiołem. Część trasy pokonać trzeba łódką, gdyż klucze do tajemniczego skarbca znajdują się gdzieś za zalanym chodnikiem. Niby nic strasznego... jednak już sama nazwa łódki (Titanic) nie budzi zaufania.


Tymczasem na powierzchni

Potem można już wyjść na światło dzienne, choć nie koniec to przygód. Kolejne dwa domki, i dwa kolejne zadania. Najpierw należało się wykazać umiejętnościami inżynieryjnymi i pewną ręką, tworząc konstrukcję pozwalającą umieścić ponad 30 gwoździ na główce innego gwoździa. Potem... labirynt, wymagający tężyzny siłowej. Zbity z drewnianych desek, wielkości stołu kuchennego, z jednym wejściem i wyjściem... i kulką, która ma przejść z jednego końca na drugi przy pomocy sił grawitacji, nie wpadając mimo to do żadnej dziury. Trzeba przyznać, że nie łatwo było odpowiednio balansować ciężkim stołem, ale nam się udało.
W nagrodę dostaliśmy prawo wstępu do kolejnej sztolni: Sztolni Czarnej Górnej. Sztolnia Gertrudy już za nami, urokliwy wąwóz rzeczny prowadzący do kolejnej sztolni też, i nagle oczom ukazuje się ogromne urobisko, niczym ogromna ściana kopalni kamienia. To teren największego chyba w Polsce parku linowego Skalisko, niestety, nie czynnego o tej porze roku. Więc jedyną atrakcją jaka nam pozostała, jest właśnie sztolnia. 

Prawie, że wodospad

Choć wszystkie materiały promocyjne mówią o huku wody, nam nie dane było go poznać. Choć właśnie tu znajduje się jedyny podziemny wodospad, to pogoda ostatnich dni nie bardzo nam sprzyja. I choć jako turysta za sprzyjającą pogodę uważam pogodę bezdeszczową, to dziś nie cieszy mnie fakt, że brak opadów przez ostatnie dni sprawił, że z wielkiego wodospadu ledwie sączy się jakaś woda. Podobno wodospad najpiękniej wygląda w okresie roztopów.


No cóż, czy to wielka siklawa, czy ledwie niewielki ciek, wody do wiaderka nabrać trzeba. Przyznać trzeba, że nie było to łatwe zadanie, jednak w końcu udało się. Jeszcze tylko nalać ją do podwieszonej pod ścianą dziurawej instalacji rurowej, uszczelniać na bieżąco palcami wszystkie dziury, i jest: na szczyt tajemniczej rury wystającej z ziemi wypływa złote jajo, wypełnione w środku biletem na kolejkę. Jeszcze tylko (korzystając z okazji) przeszmuglować podziemnym przejściem kuferek z napojami naszych zagranicznych sąsiadów, i przy akompaniamencie radosnego turkotu kółek kolejki można wyjechać ze zdobytymi skarbami znów na powierzchnię.
Jeszcze tylko przetopić wydobyte bezkształtne grudki w eleganckie sztabki... i to już koniec poszukiwania złota śladami Maxa Winklera. Jakby jednak i tych skarbów wciąż było komuś mało, to na powierzchni czekają dodatkowe atrakcje. Grudek złota i innych minerałów można szukać w specjalnie przygotowanych skrzyniach. Aby dodać trochę goryczy porażki zwycięstwu, zwiedzić można mini-muzeum minerałów w pobliskim schronisku, i przekonać się jakie to jeszcze skarby ziemi przeoczyliśmy w naszych poszukiwaniach. Jeśli podziemia sprawiły, że zziębliśmy (pod ziemią panuje temperatura 7°C niezależnie od pory roku), to w pobliskiej restauracji można się zagrzać przy filiżance kawy lub kubku herbaty z maleńką dawką arszeniku. Dawką tak maleńką, że nieszkodliwą dla zdrowia, jednak powodującą uzależnienie... od miejsca, ciekawych ludzi i przygody. Choć z drugiej strony, czy do takiego miejsca nie docierają jedynie ci, którzy są już od nich uzależnieni, turyści, włóczędzy i inni wędrowcy?