niedziela, 28 sierpnia 2011

Jak to drzewiej we Wrocławiu bywało...

Czy wiecie o bitwie na Psim Polu, która rzekomo się nie odbyła? Czyje truchło rozwłóczyły psy, kruki i wrony, skoro nikt w niej nie zginął? Komu zawdzięczamy obecny układ rynku? Ile worków srebra i złota jest warte miasto? Którzy to Piastowie nie mówili po polsku i po jakiemu mówiły kamienie we Wrocławiu? Dlaczego we Wrocławiu budowano tak wiele kościołów? Jak może się skończyć kłótnia władzy religijnej ze świecką? Jak przejąć władzę od nielubianego władcy? Ile wynosiła wrocławska mila, najdłuższa na świecie, i po co ją stworzono? Która to Niemka nie chciała Polaka? (a w szkole uczą na odwrót, o Wandzie, co nie chciała Niemca). Dlaczego powstał dwupiętrowy kościół? O tym wszystkim można było się dowiedzieć z inscenizacji „Historia Wrocławia, Dolnego Śląska, Polski”, a właściwie jej I części – Piastowie. Będąca częścią projektu „Wrocławianie na Polanie”, wystawiona przez Teatr na Bruku dnia 27.08.2011 w Parku Staszica była próbą chwytliwego przekazania historii naszego miasta nie tylko najmłodszym jego mieszkańcom.



Choć większość Wrocławian wolała robić rozróbę na nowym moście, to jednak nie mała grupka przyszła oglądać przedstawienie. A przyznać trzeba było, że warto. Choć i tu nie obyło się bez bójek (na szczęście tylko improwizowanych). W sposób prześmieszny i przeciekawy przedstawiono najważniejsze fakty z początkowej historii rozwoju miasta. Trzeba przyznać, że historia się powtarza i znajomość pewnych zjawisk zapewne pomogłaby współczesnym mieszkańcom Dolnego Śląska. A więc było o karze za rozdawanie chleba biednym (vide: przypadek piekarza z Legnicy z 2006 roku), o trudnych kredytach które nie wiadomo jak spłacać (zapewne rozwiązanie tego problemu chcieliby znać ci, którzy wzięli kredyt hipoteczny we frankach), o próbach zakazu wyszynku na terenie miasta (warto by przypomnieć współczesnym radnym, tylko nie przypominać, że zakaz obowiązywał w promieniu 8 kilometrów od ratusza – już lepiej przypomnieć o defenestracjach praskiej i szczecińskiej).



Co do samej inscenizacji, to trzeba przyznać, że była wspaniała. Po pierwsze, przekazana lekko i z humorem. Po drugie, aktorzy mimo skromnych funduszy i uproszczonych scenerii wykorzystali wielorakie formy teatralne. Krótkie inscenizacje będące przerywnikiem w notatkach skryby, kukiełki i marionetki, plansze mające zastąpić duże ilości statystów. A wszystko na dodatek w (jakże modne obecnie słówko) INTERAKTYWNEJ formie, czyli z udziałem widzów. Bo jak przystało na teatr uliczny, nie mogło się obyć bez wciągania publiczności na scenę i dawania im jakichś zadań. I nawet fajerwerki były...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz