O zamku, czyli jak to się zaczęło
Leśnica – moje pierwsze spotkanie z Wrocławiem, pomijając prehistoryczne czasy studenckie. To właśnie od tej strony przyjeżdżałem do Wrocławia zanim odkryłem autostradę z Legnicy, i już wtedy rzucił mi się w oczy leśnicki zamek.
Przy okazji wizyty na pustynnej Tatooine, postanowiłem więc zwiedzić tą okolicę.
Tym razem jednak wjazd od strony Wrocławia, a właściwie od centrum, bo przecież Leśnica jest w końcu dzielnicą Wrocławia. Rozglądam się, gdzie ten zamek – i nagle ostre hamowanie, bo zza mocno wysuniętej do drogi kamienicy wyłania się charakterystyczna rzeźba, a za nią mury zamku. Tak, wejścia do zamku broni, oprócz bramy, zabytkowy nepomuk, czyli rzeźba przedstawiająca św. Jana Nepomucena. Sama w sobie jest już atrakcją turystyczną, jednak po krótkiej przerwie warto iść dalej. Przed nami rozpościera się widok na przepiękny barokowy zamek. Odremontowany zaledwie 2 lata temu, kiedy to pozbawiony został charakterystycznej pomarańczowej barwy. Sam zamek, oprócz swojej ciekawej bryły, postawiony jest na ceglanym tarasie, górującym nad starą fosą. Niestety, jego wnętrza już dawno zatraciły swój dawny charakter, przerobione na budynek użytkowy, choć stare piwnice wciąż posiadają swój klimat.
Oaza zieleni
Jeśli jednak w te okolice nie ściągnęły was wydarzenia kulturalne organizowane przez Centrum Kultury „Zamek”, to zwiedzając Leśnicę warto jednak więcej uwagi skupić na otoczeniu zamku. Wokół niego rozpościera się ogromny park leśnicki. Dzięki pobliskiej rzeczce Bystrzycy, park poprzecinany jest licznymi strumykami, stawikami, mostkami i innymi hydrotechnicznymi cudeńkami
W parku znajduje się grabowy labirynt (do którego akurat nie udało mi się dotrzec) oraz plac zabaw, które z pewnością sprawią ogromną frajdę milusińskim, dając ich rodzicom choć chwilę odpoczynku. Jak głosi legenda, to właśnie z tego placu zabaw miał pochodzić piasek pustynnej planety Tattoine. Moją uwagę bardziej jednak przyciągnęły stare, nadgryzione zębem czasu budynki, w których zapewne mieszkała służba zamku. Za to miłośników kolorowych kwiatów przyciągną okazy tulipanowca czy naturalne siedliska zawilców. Z kolei amatorzy ganiania z aparatem za zwierzakami stracą cały dzień na bieganiu za rudymi kitami wiewiórek.
Z daleka widać wieżę ciśnień w Lesie Mokrzańskim – ale tam mam nadzieję jeszcze kiedyś powrócić, a wrocławskim wieżom ciśnień poświęcić oddzielną kategorię.
Odrobina baroku na koniec
Pobieżnie zwiedzając Leśnicę, koniecznie trzeba jeszcze zajrzeć do barokowego kościółka św. Jadwigi. Już z zewnątrz daje się zauważyć ciekawą bryłę architektoniczną, w której szczególnie wyraźnie odcina się kamienna podstawa wieży. Choć początkującym znawcom historii sztuki skojarzy się ona z gotyckimi korzeniami tego kościoła, to tak naprawdę pochodzi ona z lat 1785-86. Równie nietypowe jest jej położenie – wieża znajduje się nie przy fasadzie kościoła, ale przy przezbiterium. Dzięki temu prezentuje się ona o wiele reprezentacyjniej patrząc od strony zamku – a stąd zapewne podziwiali kościoł jego najwięksi darczyńcy, władcy Dolnego Śląska. Jeszcze ciekawiej wygląda wnętrze kościoła, pełne kolorowych fresków i charakterystycznych dla baroku złoceń i aniołków.
To już chyba koniec zwiedzania Leśnicy. Zaciekawionych, odsyłam do leśnickiego bloga Lissy, pełnego pięknych zdjęć, w szczególności drobnych detali.
I jeszcze mała ironiczna ciekawostka. W 1953 roku zamek leśnicki uległ spaleniu. Nie był to pierwszy przypadek w jego historii, zamek jako warowna twierdza wielokrotnie był niszczony w wyniku wojennej zawieruchy, a jego podpalenia dokonali nawet mieszczanie z pobliskiego Wrocławia. Więc cóż ciekawego w pożarze 1953r.? Otóż w tym właśnie okresie właścicielem zamku był... Zarząd Przemysłu Materiałów Ogniotrwałych. Myślę, że nie była to dla nich najlepsza reklama ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz