sobota, 22 stycznia 2011

Oddać dłoniom halnego włosy... i o kotku ze schroniska ;)

zamglone Karkonosze zimaOstatni dzień wędrówek. W planach była Śnieżka – jednak to znów pewnie ceprostrada, jak uprzedzało spotkane dzień wcześniej małżeństwo, mnóstwo lodu, ślisko. A i trasa może być trochę zbyt długo. Jednak jak mówią, w tym roku wyjątkowo dobre przejście jest na Pielgrzymy i Słonecznik. Więc może właśnie na Słonecznik, potem granią kółeczko i zejście do Samotni? Można by nadrobić pierwszy dzień, gdy dałem się naciągnąć na obiad w Chacie Akademickiej, „bo większa więc pewnie lepsza”?

Mała rozgrzewka na początek

Kosciolek Wang w Karpaczu
Na początek, po raz kolejny świątynia Wang. Drugi raz przez Karpacz nie warto iść – jeśli ktoś jest zmotoryzowany, warto chyba ten nudny odcinek sobie odpuścić i za 7 zł zostawić samochód na pobliskim parkingu. Choć bilety schowały się gdzieś po kieszeniach, pani w kasie parku pamięta, że przecież dwa dni temu kupowaliśmy bilet trzydniowy, więc mogę odpuścić sobie szukanie. Jeszcze tylko ostrzeżenie, że na górze wiatr wieje z prędkością 20 kmph – jakby mi to cokolwiek mówiło.

Oho ho, przechyły i przechyły
Oho ho, za falą fala mknie
Oho ho, trzymajcie się dziewczyny
Ale wiatr, ósemka chyba dmie”
Piotr Orkisz - Przechyły, szanta żeglarska

No dobrze, teraz na bieżąco mogę sprawdzić, 20 kmph to ledwie czwóreczka, jednak na trasie okaże się, że to jednak coś bliższego szósteczce. Jakiś trzy razy szybszy wiatr. O tym jednak przekonam się trochę później.

droga na Polane zima
Początkowy odcinek, do Polany, taki sam jak dnia pierwszego – tylko tego słońca brak. Na polanie odbijam jednak w prawo, w żółty szlak. Tu już droga nie tak szeroka, jednak przetarty szlak spokojnie pozwala na przejście. Ale niestety tylko gęsiego.
Kawałek wzdłuż lasu – i ukazuje nam się druga połać polany, jeszcze bardziej okazała niż ta na rozdrożu. Chciałoby się pójść na szagę, skrótem, bo droga na dziś zaplanowana długa – jednak głęboki śnieg nie pozwala zboczyć ani trochę ze szlaku. Może to i dobrze, bo dopiero na zakręcie widać odległe kotki, całkiem ciekawą formację skalną która aż kusi, żeby odbić od drogi. Jednak dalej trzeba iść dalej żółtym, który powoli wchodzi w głąb lasu. Śnieg robi się coraz głębszy, ścieżka głęboko wbija się w głąb białego puchu. Krótki odpoczynek przy Pielgrzymach, herbata i czekolada, i można iść dalej. Niestety po kilku minutach las zaczyna się robić coraz niższy, i niższy, powoli przechodząc w skarłowaciałą kosówkę.

Walka z wiatrem

sniezyca nad swiatynia Wang
„Idę w góry cieszyć się życiem,
oddać dłoniom halnego włosy”
A. Cichocki, Lato z ptakami odchodzi

O szeleście liści nawet nie ma co marzyć...
Im niższy las, tym bardziej daje się odczuć wzmiankowane wcześniej 20 km/h, choć mam wrażenie, że mocno zaniżone. Niby daje się iść, jednak momentami wiatr tak mocno wciska się w płuca, że ciężko zrobić wydech. Im niższe drzewa, tym trudniej. Co gorsza, to wiatr ze śniegiem – więc i człowiek dotkliwiej odczuwa zimno, i widoczność mocno ograniczona. Z kolei pod nogami nie ma już wydeptanej, utwardzonej ścieżki – wszędzie wokół zdradliwy, zapadający się głęboko świeży biały puch. Co prawda drogę daje się jeszcze wypatrzeć, to wciąż jakieś przerzedzenie w karłowatej kosówce – choć momentami jedynym wyznacznikiem są pionowe tyczki. Tyle razy o nich słyszałem – wtedy właśnie po raz pierwszy miałem okazję z nich skorzystać. Niestety, wiatr sprawia, że się poddaję. Żeby choć było wiadomo, jak daleko jeszcze do Słonecznika... tam zasłużony odpoczynek, i dalej już prościej, po grani... jednak nie, nogi nie dają rady, należy się poddać i zawrócić. A szkoda, bo prawdopodobnie już było blisko... niestety, tylko prawdopodobnie, mgła i śnieżyca nie pozwalają się upewnić, ryzyko za duże.

I trochę spokoju na koniec, czyli o tytułowym kotku

Z nostalgia spogladam na gory za oknemWięc znowu na Polanę, tam kolejny odpoczynek, a potem do Samotni. Ech, ten klimat – choć ceny wcale nie wyższe niż w Strzesze, to jakże odmienna obsługa, jakże inne zachowania turystów. No i ten kotek – zadziora jedna, jednego psa właśnie wystraszył, po czym obrażony sobie poszedł – bo skoro schronisko na psy schodzi, to co on tu ma na nie miauczeć? Szkoda gardła... na szczęście wcześniej popozował do zdjęcia, chwilę dał się pogłaskać, żeby potem jednak łapą z pazurami dać do zrozumienia, że to już koniec zabawy.
zamglone Karkonosze zima
A na zewnątrz powoli zmierzcha. Choć pora wczesna, to jednak Kotły Wielkiego i Małego Stawu robią swoje, a i śnieżyca, choć powoli słabnąca, też się przyczynia do mrocznej atmosfery. Więc najkrótszą drogą ku Polanie, a potem w kierunku Karpacza. Jednak po drodze jeszcze miła przerwa, lekkie przejaśnienie, zza którego wyłania się bliska panoramka. Choć mglista, to jakże urokliwa, właśnie w ten sposób pokazując jak wiele tajemnic kryją góry i jaką to łaskawość nam czynią, czasami trochę więcej odsłaniając...
I mała tajemnica na koniec. To zdjęcie ze śnieżycą tak naprawdę zrobione jest przy kościółku Wang. Choć pogoda była piękna, to ktoś "sprzątał" śnieg - specjalną maszyną wzbijał go w powietrze, aby odśnieżyć drogę (a gdzie poleci, to już nie ważne). To właśnie dzięki temu udało się złapać efekt śnieżycy... jednak tam, na górze, wyglądało to podobnie jak na zdjęciu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz