Ech, od tylu lat nie było się już w górach – a to urlop przepadał, a to się gdzieś na zagraniczne wojaże jechało, a to wreszcie pogoda kapryśna była... lecz teraz, gdy tak blisko się nich zamieszkało, jakże ich nie odwiedzić.

A teraz już w góry, choć wokół wciąż bacząc. Bo jakże pięknie zakwitła w tym roku zima, swymi gałązkami lodem srebrzonymi, z czapami swemi śnieżnymi na smrekach rozłożonych. I tylko szkoda, że tego piękna się w aparacie zakląć nie dało – lecz widać jeszcze słabe to moje światło-czarowanie.

Tu chwila przerwy żeby oddechu złapać, choć ktoś sugeruje, żeby popasać kawałek dalej. Bo dopiero co był postój, bo tamto schronisko większe. A gdzie miejsce na sentymenty, czas na to schronisko maleńkie? Na pewno nie w Strzesze – ta, choć zawsze otwarta na gości, to jednak już nie tak przytulna, a obsługa – jak zwykle nie specjalnie miła. Tak, Strzecha twardo broni swego tradycyjnego wizerunku. Więc na pocieszenie garniec przepysznego wina grzanego – i dalej w drogę. Lecz wcześniej – spójrzmy z góry na miasto pod nami, przecież jeszcze kilka godzin stamtąd właśnie z doliny... a tu już na górze.
Lecz teraz w dół, na dół, zboczem doliny... i przypominają się studenckie czasy, gdy właśnie tą doliną, lecz w górę, z zadyszką... bo kto dziecięciem w kołysce... powoli już zmierzcha, blask słońca zanika, śnieg niebieski się robi – znak, że późna już pora. Lecz jakże tu nie odbić ku wodospadom Łomnicy... i tylko po drodze uważać, przed saneczkami uciekać – przecież dawny to tor saneczkowy, więc i dziś amatorów „z górki na pazurki” tu wciąż widać.

A wodospad jak fontanna, nie zamarzł, wciąż żywy, i spod grubych warstw lodu – wciąż górską wodę widać... i słychać, jakże miłe duszy górskiego potoku granie.
I takoż zszedł dzień pierwszy – a co przyniesie drugi?
ps. A tak dla odmiany - najbardziej nowoczesny wodospad...
ps. A tak dla odmiany - najbardziej nowoczesny wodospad...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz