poniedziałek, 7 lutego 2011

Pada śnieg, pada śnieg, czyli śladami kobierzyckich dworków i pałacy

Choć poprzedniego dnia pogoda nie sprzyjała spacerom, to jednak popadujący w niedzielę śnieżek przekonał jednak, że warto wyjść z domu. Szybkie spojrzenie na mapkę i tuż poniżej Wrocławia znalazłem duże skupisko pałaców, pałacyków, dworków i ruinek. Zupełnie nie sprawdzając w internecie, zwiedzanie zacząłem od Kobierzyc, siedziby gminy.

Pałac - odwieczna siedziba władzy 

Choć według mapy Kobierzyce miały znajdować się wzdłuż drogi, to naprawdę ledwie do niej dochodzą. Na szczęście już wcześniej sprawdziłem na mapie, pomiędzy jakimi miejscowościami się znajdują i udało się ich nie przeoczyć. Ufnie dworku szukałem koło widocznego z daleka kościoła, okazało się jednak, że zdecydowanie nie tędy droga. Mniej więcej na jego wysokości skręcam wręcz przeciwnie, w kierunku północnym, a potem, choć co chwila drogi tylko w poprzek spotykam, to staram się ten kierunek utrzymać, aż trafiam na pięknie utrzymany, barokowy dworek. Zaczynam jednak od spaceru. Choć panujące warunki pogodowe nie sprzyjają wrażeniom estetycznym (warstwa śniegu zbyt cienka, żeby pokryć okolicę zimową bielą, a równocześnie brak wiosennej przecież zieleni), to daje się zauważyć kilka ciekawych aspektów. Pierwszy – to wciąż klimatyczne stare lampy, które tu jakoś udało się uratować przed współczesną modą wymiany ich na nudne okrągłe klosze. Drugi – to skomplikowana sieć kanalików, przesmyków, stawików i innych oczek wodnych, które w pełni docenić można zapewne latem.
Wracając do różowego pałacyku, oczywiście w oczy rzuca się jego ciekawa bryła, z jakże charakterystycznymi dla baroku ozdobami. Bardzo chciałem zajrzeć do środka, czy zachowane zostały wnętrza, jednak moje obawy wzbudziło przeznaczenie tego budynku – obecnie znajduje się tu urząd gminy, a więc wydawałoby się, że nie ma na co liczyć w niedzielne południe. A jednak, nie szkodzi spróbować – próby otwarcia głównych drzwi powodują, że z sąsiednich drzwi wyłania się głowa stróża, chętnego do oprowadzenia mnie po zabytkowych wnętrzach. Tyle, że na przyszłość polecam pukać jednak do drzwi prowadzących do posterunku, bo tuż obok tego właśnie wejścia znajduje się stróżówka ochrony.
Po ostatnim zwiedzaniu zamku w Leśnicy, obawiałem się, że wnętrze i tego zabytku odremontowane zostanie w sposób komunistycznie ordynarny, jakież jednak było moje zaskoczenie. Wszędzie wokół stare, drewniane meble, schody, balustradki, pełne ornamentalnych wzorów tapety, czy jakże ozdobny sufit imitujący niebo

Nadgryzione zębem czasu

No, ale pora jechać dalej. Tym razem Królikowice. Tego neorenesansowego dworku szukać należy mocno na południu wsi, choć najłatwiej chyba pojechać drogą na Wierzbice, a dopiero przy tabliczce oznaczającej granicę obszaru zabudowanego skręcić w prawo. Dworek schowany jest za starą, nadgryzioną już zębem czasu chatą wiejską, po lewej stronie drogi. Niestety, dawno już minęły czasy jego świetności, kiedy to znajdowały się tu gorzelnia, browar, kuźnia, wiatrak i karczma. Choć większość elewacji utrzymuje biały kolor, to płaty odpadniętego tynku straszą równie skutecznie, jak tabliczki zakazujące wstępu z powodu kiepskiego stanu technicznego. Z dwojga budynków, dla mnie ciekawszym obiektem okazuje się jednak rudera starej chałupy, z charakterystyczną dla ruin obfitością struktur wszelakich.

Z dworku królikowieckiego, próbuję już na piechotę przedostać się do Pustkowa Żurawskiego. Jakoś trzeba w końcu walczyć z chandrą jesienno-zimową, a najlepszym lekarstwem jest podobno łapanie choć tych nielicznych promyków słońca, leniwie przebijających się zza śniegowych chmur. Niestety, zaznaczone na mapie tereny podmokłe okazują się skomplikowaną siecią kanalików melioracyjnych, i prędzej czy później drogę chyba każdegu tułacza przecina nieubłagalnie nieprzebyta woda. Tak więc trzeba się wycofać do dworku, a następnie już wzdłuż pola wyjść na drogę do Wierzbic. Gdy jednak krótka ściana lasu kończy się, dalej już na przełaj przez pola – taka to już zaleta zimy, że można skrócić sobie drogę bez niszczenia efektów pracy rolników.


Idąc mocno na szagę, oczywiście w którymś momencie trafiam na rzekę odprowadzającą wodę z terenów przypałacowych. Teraz wzdłuż niej, do torów kolejowych, potem kawałek torami, i dochodzę do Pustkowa Żurawskiego. Tutaj już dworek znajduje się przy głównej drodze. Widoczny z daleka, jeszcze spoza wioski dzięki wysokiej wieży, przedstawia chyba najciekawszą bryłę z wszystkich dziś spotkanych, niestety, jest też najgorzej zachowany. Oczywiście, wyraźnie widać zabytkowy taras z tyłu pałacu, liczne pomniejsze wieżyczki ze spatyniałymi czapami, jednak wolę nie myśleć, ile przepięknych ozdób zleciało wraz z tynkiem. Na szczęście wciąż można odnaleźć liczne motywy roślinne czy pucułowate twarze... warto też zajrzeć lekko w głąb parku, na chwilę usiąść na ławeczce na romantycznym pagórku (oczywiście latem, nie zimą – mi pozostało posilenie się herbatą i czekoladą kucając).
Potem znów polami, polami, a czasem miedzą, aby dojść do dawnego PGR-u w Wierzbicach. Jak teraz wyjść na drogę? Niestety, nie okazuje się to zbyt proste, gdyż teren dużego gospodarstwa obchodzę ze złej strony, aby wreszcie trafić na jakiś zamknięty obszar. I chyba tylko stąd widać, że na zamkniętym terenie można znaleźć coś ciekawego, niestety, nie udaje mi się dotrzeć do środka. Więc cóż pozostaje innego, jak wrócić do samochodu, niestety, tym razem głównie asfaltem.



Cztery domy, dwie ulice,
to są całe Krzyżowice.
Jest tam stajnia i obora
oraz nasza piękna szkoła.
Źródło: Gazeta Wrocławska

W planach była jeszcze ruinka w Solnej, niestety, powoli już robi się szaro na dworze, więc wybieram polecany przez kobierzyckiego stróża pałacyk w Krzyżowicach.
I trzeba przyznać, że warto było. Choć powoli już zaczyna odłazić farba z zewnętrznych elewacji, to jednak trzeba przyznać że dworek robi niezłe wrażenie, i pozostaje mieć nadzieję, że nie bezpodstawne są moje domysły, że wkrótce będzie remontowany. 
Gdy wejść na podwórze szkoły (bo na terenie dworku znajduje się obecnie zespół szkół rolniczych, i to całkiem niezłych pod kątem nauczania), to od razu rzuca się w oczy różnorodność stylów. Prosta, surowa, smukła, wysoka ceglana wieża z kurantem wyraźnie odcina się na tle niziutkiego,przysadzistego, najmniejszego chyba odwiedzonego przeze mnie budyneczku, za to pełnego ozdóbek. Uwagę też przyciągają liczne ozdobne lampy, i zdaje się że nie ma dwóch takich samych. Podobno nie ma też dwóch takich samych biało-niebieskich kafli piecowych w środku, niestety, kolekcji tej nie udaje mi się obejrzeć z jakże prozaicznego powodu – oczywiście, szkoła w niedzielę jest zamknięta. Choć dworek robi ogromne wrażenie od przedniej, reprezentacyjnej strony, to i warto go obejść od tyłu, gdyż może mniej reprezentacyjny, to i od tej strony kusi mnóstwem detali. No cóż, stojąca obok „willa” może i robiłaby niezłe wrażenie stojąca samodzielnie, jednak w takim towarzystwie to jedynie „brzydka koleżanka”.
Graf Eulenburg, dobry człowiek,
pozostawił w spadku szkołę.
Nasza szkoła jest zabytkiem
i architektonicznym użytkiem.


Źródło: Gazeta Wrocławska


No cóż, dzień powoli zbliża się ku końcowi, słońce chyli się już nad horyzontem. Trzeba przyznać, że kilka ciekawych miejsc udało się odnaleźć, choć szkoda, że tak zaniedbanych. Próbowałem szukać o nich jakichś dokładniejszych informacji w internecie – i okazuje się, że to syzyfowa praca. No, nie żeby nic nie było - ale ciężko powiedzieć, żeby to był ogrom informacji. A trzeba przyznać, że gmina Kobierzyce ma naprawdę ciekawe turystycznie okolice i pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś spróbuje wykorzystać ten potencjał.  

1 komentarz:

  1. Czuję się zainspirowana!
    Tych okolic wciąż nie znam, co tu gadać - wokół Wrocławia jest tyle ciekawych miejsc, że i roku by nie starczyło, by wszystko zobaczyć.
    Pozdrawiam, i.

    Przepraszam, że pytam - korzystałeś kiedyś z tej weryfikacji?jest nieczytelna;(

    OdpowiedzUsuń