I znowu się działo w Leśnicy... Na
przepięknych zamkowych ogrodach znów zatańczyli renesansowi
żołnierze, znów zabrzmiał bojowy szczęk mieczy. Na podzamczu
pojawiły się kramy przedwiecznych rzemieślników i kupców. A
wszystko za sprawą Jarmarku Renesansowego, jednej z głównych
imprez organizowanych przez Centrum Kultury Zamek.
Choć gwar przygotowań ucichł z
kramów wcześniej, ustępując miejsca głośnym targom
sprzedających i kupujących, to właściwa impreza zaczęła się o
godzinie 15. To wtedy ruszył kolorowy korowód tancerzy. Za nim
postąpiła procesja... na przedzie szła opętana przez Szatana
czarownica, trzymana na powrozie przez pomocnika kata. Kolejnych
dwóch pomocników... hmmm, trudno powiedzieć, czy bardziej
rozganiało tłum tworząc przejście, czy wręcz odwrotnie, swymi
występami próbowało zainteresować gawiedź, aby każdy przyjrzał
się, jaki koniec czeka sługów Szatana. Z tyłu, za nimi, podążał
klecha, który nieporadnie próbował wypędzić Szatana. Nie
pomagały ani krzyż, ani modlitwy, ani nawet egzorcyzmy. Tak więc
prowadzący ją wcześniej zaczął bardziej katowskich metod:
lżenia, maltretowania, tortur. I to nie pomogło, jednak dobrotliwy
ksiądz okazał miłosierdzie, i dał dziewce ostatnią szansę:
zakucie w dyby plus baty, aby w zadumie (przerywanej uderzeniami
rzemienia i powrozu) podjęła ostateczną decyzję.
Tak więc wokół stanowiska kata
ucichło, a plebs poszedł na zwiedzanie kramów, przymierzanie
bursztynowych ozdób czy próbowanie karczemnych trunków. Wiadomo,
gawiedź zawsze lubiła świecidełka, no i żarcie wszelakie. Jak
mawiają, Igrzysk i chleba – jednak na igrzyska jeszcze zbyt
wcześnie. Na początek niech gawiedź zachwyci się pięknem życia
szlachty. Tak więc na scenę wyszli tancerze. Niewiasty w
przepięknych kolorowych sukniach do ziemi, paniczowie – jacyś
tacy zniewieścieli, w rajtuzach, bufiastych spodniach. I tylko
delikatnie opięte koszule sugerują, że pod tym ubraniem kryje się
kawał chłopa. I w tańcu trudno powiedzieć kto prowadził... choć
mam wrażenie, że kobiety dominowały nie tylko ilością, ale i
umiejętnościami i energią. Tak, jakby mężczyźni próbowali
jedynie nieśmiało się przypodobować...
I nagle wszystkie pary stają w tańcu
niczym zamrożone, po chwili ostatnie dźwięki zamierają bezgłośnie
w powietrzu. To król idzie, i królowa. Jakże odmienne ich stroje.
Królewski ubiór, choć prostszy i skromniejszy niż szlachecki, to
jednak o wiele bardziej dostojny. Królewska suknia... długo by
prawić zachwyty nad jej pięknem. Od razu widać, kto tu jest główną
gwiazdą na firnamencie. Tak więc wszyscy ustąpili miejsca głównej
parze – a muzycy zagrali melodię. Już nie skoczną, jak dla
młodych podlotków. Taką najwspanialszą, królewską, pełną
władzy i dostojeństwa. Takoż też zatańczyła para monarchów, w
spokoju i dostojeństwie.
Po wygranej, przejrzeć trzeba zbroje,
czy nie za bardzo ucierpiały w walce. I ewentualne usterki
natychmiast naprawić u kowala, bo nie wiadomo, czy wkrótce znów
pancerz nie będzie potrzebny. Tak więc do kowala. Ten paroma
machnięciami miecha kowalskiego rozpala do czerwoności żelazo, aby
z niego wykuwać niezbędne do naprawy rekwizyty. I znów słychać
metalu uderzającego o metal. Jednak to już brzmienie niezwiązane z
niszczeniem, wręcz odwrotnie – właśnie tworzy się coś nowego.
Coś, co po kilku uderzeniach młota przyjmie właściwy kształt. I
choć to na razie bezkształtna bryła, za chwilę może z tego
powstać brakujący element hełmu, broszka... a może wisiorek?
Wszystko w rękach kowala...
Skoro o broszkach mowa, warto i na inne
stoiska zajrzeć. A wybór wszelakich – ogromny. Są maski
weneckie, doskonałe na bal. Są ozdoby bursztynowe. Są kolorowe
apaszki, sakiewki. Do wyboru, do koloru, czego dusza zapragnie. Takoż
i ja zostawię więc to pisanie i czegoś dla siebie poszukam ...
PS. Wątki fantastyczne też były, i zachęcam do obejrzenia opisu ludzi zionących ogniem i czarownicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz