środa, 14 września 2011

Renesansowo się działo w Leśnicy


I znowu się działo w Leśnicy... Na przepięknych zamkowych ogrodach znów zatańczyli renesansowi żołnierze, znów zabrzmiał bojowy szczęk mieczy. Na podzamczu pojawiły się kramy przedwiecznych rzemieślników i kupców. A wszystko za sprawą Jarmarku Renesansowego, jednej z głównych imprez organizowanych przez Centrum Kultury Zamek.
Choć gwar przygotowań ucichł z kramów wcześniej, ustępując miejsca głośnym targom sprzedających i kupujących, to właściwa impreza zaczęła się o godzinie 15. To wtedy ruszył kolorowy korowód tancerzy. Za nim postąpiła procesja... na przedzie szła opętana przez Szatana czarownica, trzymana na powrozie przez pomocnika kata. Kolejnych dwóch pomocników... hmmm, trudno powiedzieć, czy bardziej rozganiało tłum tworząc przejście, czy wręcz odwrotnie, swymi występami próbowało zainteresować gawiedź, aby każdy przyjrzał się, jaki koniec czeka sługów Szatana. Z tyłu, za nimi, podążał klecha, który nieporadnie próbował wypędzić Szatana. Nie pomagały ani krzyż, ani modlitwy, ani nawet egzorcyzmy. Tak więc prowadzący ją wcześniej zaczął bardziej katowskich metod: lżenia, maltretowania, tortur. I to nie pomogło, jednak dobrotliwy ksiądz okazał miłosierdzie, i dał dziewce ostatnią szansę: zakucie w dyby plus baty, aby w zadumie (przerywanej uderzeniami rzemienia i powrozu) podjęła ostateczną decyzję.



Tak więc wokół stanowiska kata ucichło, a plebs poszedł na zwiedzanie kramów, przymierzanie bursztynowych ozdób czy próbowanie karczemnych trunków. Wiadomo, gawiedź zawsze lubiła świecidełka, no i żarcie wszelakie. Jak mawiają, Igrzysk i chleba – jednak na igrzyska jeszcze zbyt wcześnie. Na początek niech gawiedź zachwyci się pięknem życia szlachty. Tak więc na scenę wyszli tancerze. Niewiasty w przepięknych kolorowych sukniach do ziemi, paniczowie – jacyś tacy zniewieścieli, w rajtuzach, bufiastych spodniach. I tylko delikatnie opięte koszule sugerują, że pod tym ubraniem kryje się kawał chłopa. I w tańcu trudno powiedzieć kto prowadził... choć mam wrażenie, że kobiety dominowały nie tylko ilością, ale i umiejętnościami i energią. Tak, jakby mężczyźni próbowali jedynie nieśmiało się przypodobować...
I nagle wszystkie pary stają w tańcu niczym zamrożone, po chwili ostatnie dźwięki zamierają bezgłośnie w powietrzu. To król idzie, i królowa. Jakże odmienne ich stroje. Królewski ubiór, choć prostszy i skromniejszy niż szlachecki, to jednak o wiele bardziej dostojny. Królewska suknia... długo by prawić zachwyty nad jej pięknem. Od razu widać, kto tu jest główną gwiazdą na firnamencie. Tak więc wszyscy ustąpili miejsca głównej parze – a muzycy zagrali melodię. Już nie skoczną, jak dla młodych podlotków. Taką najwspanialszą, królewską, pełną władzy i dostojeństwa. Takoż też zatańczyła para monarchów, w spokoju i dostojeństwie.



Jako iż w tańcu szlachetni mężowie nie wykazali się męstwem, pora więc nadrobić to w walkach. Po drugiej stronie przejścia już rozłożyli się renesansowi wojowie. Świeżo wypolerowane hełmy i zbroje błyszczą w intensywnym świetle późnego lata. Wnet rozpoczął się harmider wojenny. Ze sceny co chwila dawało się słyszeć metaliczny wydźwięk mieczy uderzających w zbroje, hełmy czy tarcze. Słońce połyskujące na ostrych krawędziach złośliwie oślepiało zarówno broniących się, jak i atakujących. Jedynie mała armatka cicho milczała, nie rozrzucając wokół kamiennych pocisków. To byłby pogrom, a przecież nikt nie chciał zabijać plebsu dla którego przygotowano te igrzyska. W którymś momencie jeden z walczących upada – i to już koniec walki. Choć gdzieniegdzie słychać pomruk niezadowolonych z obrotu zdarzeń, to większość gawiedzi głośno wyraża aplauz dla wygranego.




Po wygranej, przejrzeć trzeba zbroje, czy nie za bardzo ucierpiały w walce. I ewentualne usterki natychmiast naprawić u kowala, bo nie wiadomo, czy wkrótce znów pancerz nie będzie potrzebny. Tak więc do kowala. Ten paroma machnięciami miecha kowalskiego rozpala do czerwoności żelazo, aby z niego wykuwać niezbędne do naprawy rekwizyty. I znów słychać metalu uderzającego o metal. Jednak to już brzmienie niezwiązane z niszczeniem, wręcz odwrotnie – właśnie tworzy się coś nowego. Coś, co po kilku uderzeniach młota przyjmie właściwy kształt. I choć to na razie bezkształtna bryła, za chwilę może z tego powstać brakujący element hełmu, broszka... a może wisiorek? Wszystko w rękach kowala...
Skoro o broszkach mowa, warto i na inne stoiska zajrzeć. A wybór wszelakich – ogromny. Są maski weneckie, doskonałe na bal. Są ozdoby bursztynowe. Są kolorowe apaszki, sakiewki. Do wyboru, do koloru, czego dusza zapragnie. Takoż i ja zostawię więc to pisanie i czegoś dla siebie poszukam ...
PS. Wątki fantastyczne też były, i zachęcam do obejrzenia opisu ludzi zionących ogniem i czarownicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz