Wąwóz Ciasne Skałki |
Kolejna wycieczka w Jurze, tym razem po
Ojcowie... i jego dzielnicach, bo szukając noclegów zarówno
Zazamcze jak i Grodzisko traktowane są jako Ojców, choć odległości
między nimi są dosyć spore.
Tym razem do parku wchodzę skrótem,
omijając paskudne skrzyżowanie szlaków przy Grocie Łokietka ze
swoimi toaletami. Dzięki temu chwilę wcześniej jestem na ich
rozejściu, jednak tym razem spodziewając się krótszej trasy
wybieram przejście Wąwozem Ciasne Skałki i Bramą Krakowską
(szlak niebieski). W przeciwieństwie do szlaku czarnego nie jest to
szybka dojściówka naprawdę piękny kawałek gór. Chociaż nie
widać tu żadnej rzeki czy potoku, wąwóz głęboko wżyna się w
otaczające go pasma. Co prawda wokół widać ślady ludzkiej
działalności (dosyć silnej wycinki drzew), to i tak wąwóz
wygląda malowniczo. Na dolnym jego końcu znajduje się polana, na
której odnajduję krzak dzikiego bzu. Z zazdrością na pękate
grona, bo w mojej okolicy w tym roku raczej niezbyt obrodziło w
owoce. Jednak w parku narodowym zbierać nie będę, zwłaszcza, że
zebranych owoców na miejscu przecież nie przetworzę, a zanim
dojechałbym do domu zdążyły by się popsuć. Kawałek dalej mijam
Bramę Krakowską – wyraźną, szeroką na kilkunastu ludzi
szczelinę pomiędzy wysokimi na kilkadziesiąt metrów wapiennymi
skałami.
Wąwóz Ciasne Skałki |
Od Bramy Krakowskiej można przejść
Ojców z obydwu stron Prądnika. Że jednak tą bardziej zabudowaną
część znałem już z poprzedniego dnia, postanowiłem pójść
szlakiem zielonym, zwłaszcza że po tej stronie gdzieś w oddali
widziałem ładną chatynkę. I choć co prawda tej upatrzonej
wcześniej nie udało mi się odnaleźć, za to wcześniej, przy
Panieńskich Skałach i Igle Deotymy odnajduję stojącą na uboczu
samotną murowaną stodołę. Generalnie jednak przez Ojców
przechodzę bez większych atrakcji, aby przy zamku skręcić gdzieś
w leśną drogę, wzdłuż której biegnie szlak czerwony i
niebieski.
Kaplica na wodzie, Ojców |
Trzeba przyznać, że podejście nie
było lekkie. Stromość nie stanowiłaby problemu, bo podejście
długie nie było, jednak podmokłe gliniaste podłoże sprawiało,
że trudno się było nie poślizgnąć. Po krótkim już odcinku
docieram w pobliże kaplicy „Na Wodzie” z 1901 r. Jak mówią
podania, król pruski (pod którego zaborem znajdował się wtedy
Ojców) wydał rozporządzenie na mocy którego na terenach tych
mocno utrudnione było stawianie wszelkich kościołów i kaplic na
pruskiej ziemi. Że jednak Polacy już od dawna walkę z zaborcami
mieli we krwi, szybko znaleźli obejście tego przepisu – skoro nie
można postawić na ziemi pruskiej, to czemu by nie postawić kaplicy
na wodzie? Tak oto w dno wpuszczone zostały podpory, na których
zbudowano drewnianą kaplicę.
Niestety, do środka mogę tylko
zajrzeć przez otwarte drzwi, bo w tym czasie akurat odbywa się
msza. Pozostało mi więc tylko pokontemplować na stojąco (co
prawda w pobliżu jest mnóstwo ławek, niestety akurat wszystkie
było mokre w związku z dosyć wilgotną pogodą) urokliwą
kapliczkę i jej otoczenie i pójść dalej lasem. Kolejny krótki
odcinek płaskim parowem doprowadza mnie w okolice Zazamcza. Chociaż
szlak wyraźnie odbija od tej osady, to zachęcony oznaczonym na
mapie młynem postanawiam zboczyć lekko ze szlaku. Okazuje się
jednak, że wspomniany młyn to jedynie mało estetyczna drewniana
buda wyremontowana w mocno patchworkowym stylu, która nie ma już
nawet koła młyńskiego. Jedynym śladem sugerującym że był to
kiedyś młyn wodny jest spiętrzenie rzeki, z którego zapewne
kiedyś woda z łoskotem spadała na łopatki rozpędzonego koła.
Na
szczęście za to przy samej drodze znalazłem dwa ciekawe niebieskie
drewniane domki, zapewne dawno już opuszczone sądząc po ich
stanie.
Ojców Zazamcze |
Teraz z powrotem na połączone szlaki
niebieski i czerwony. Mimo, iż to dwa szlaki, to oznaczeń nie
starczyłoby na jeden szlak, więc w którymś momencie idę bardziej
na czuja niż według znaków w terenie. Na szczęście udaje mi się
nie zgubić szlaku i dojść do drogi tuż przed młynem Mosiura.
Tutaj szlak zbacza na asfaltową drogę, co nie bardzo mi się
uśmiechało, zwłaszcza ze względu na wspomniany młyn, jednak mapa
sugeruje, że równolegle do niej znajduje się całkiem porządna
droga (pełna kreska, nie przerywana! :) więc nią postanawiam
powędrować. Kilka metrów za skrzyżowaniem za moją decyzję
nagrodzony zostaję kolejnym drewnianym domkiem góralskim, jednak
kolejny młyn znów nie zachwyca. Po raz kolejny żeby nie wodny
próg, nikt nie odgadłby nawet, że kiedyś tutaj mieścił się
jakiś młyn...
Pochylec i Łamańce (po prawej) |
Tymczasem po krótkiej wędrówce na
horyzoncie pojawia się przepiękna bryła wapiennych skał
unurzanych w zieleni drzew. To Łamańce i Pochylec, dwie naprawdę
wielkie zęby wystające ponad horyzont. W sumie takie widoczki
powinny zdaje się być główną atrakcją Jury, jednak mało które
tego typu formacje skalne mnie zachwyciły – z pewnością te które
znajdują się na obrzeżach Grodziska są jednymi z nich.
No właśnie, bo powoli zbliżałem się
do Grodziska. Wydawałoby się, że jeszcze tylko kilka kroków...
niestety, przeszkodzą okazała się rzeka. Co prawda mógłbym
próbować iść dalej, nie skręcać do asfaltu – ale drogę
przegradzał jakiś pomniejszy wapienny pagórek lekko połączony ze
ścianą po lewej.
Łamańce widziane tuż sprzed rzeki którą przyszło mi forsować |
Co prawda tą przeszkodę można było próbować
forsować – ale widać było, że za nią rzeka coraz bardziej
zbliża się do jurajskiej ściany, a nawet gdyby dałoby się
przejść po wewnętrznej stronie rzecznego zakola – to i tak dalej
nie było mostów aby przejść na właściwą stronę. No i dylemat
– czy wracać tyle drogi do szlaku, czy próbować przejść
szeroko rozlewający się Prądnik? Znalezionym kijem sprawdzam
głębokość – no, najwyżej po kostki, ale buty to jednak zmoczę
a to mi się wcale nie uśmiechało. Na szczęście obok zalanej
drogi ktoś chyba nawrzucał jakichś kamieni i sprytnie daje się
przejść na drugą stronę nie mocząc butów bardziej niż same się
zmoczyły od rosy na trawie. Chwilę później mijam kolejną
porzuconą drewnianą stodołę, obitą z każdej strony krzykliwymi
żółtymi tabliczkami: obiekt grozi zawaleniem, wstęp wzbroniony.
Byłby piękny widoczek, niestety wspomniane tabliczki psują cały
efekt i tylko z jednej, tej najmniej zniszczonej strony daje się
zrobić ładne zdjęcie na tle Pochylca.
Opuszczona stodoła pod Pochylcem |
Ściana wspinaczkowa na Pochylcu |
No właśnie, Pochylec. Od strony
Ojcowa nazwa wydaje się być zupełnie przypadkowa, to raczej
kolejna pionowa maczuga, podobnie jak Łamańce. Dopiero obchodząc
go w centrum Grodziska dostrzega się jego drugą stronę, z bardzo
silną przewieszką. Oczywiście, okazji takiej nie mogli odpuścić
wspinacze i na pochyłej ściance wyraźnie widać trasę
wspinaczkową.
Tymczasem ja stoję na rozdrożu i
zastanawiam się, w którą stronę się udać. Pod rozwagę brałem
Skałę i powrót Drewnianą Drogą obok cmentarza cholerycznego z
XIX wieku, jednak gospodyni wspominała, że w Skałe nic ciekawego
nie znajdę. Dlatego decyduję się na odbicie w kierunku Pieskowej
Skały. A więc znów kawałek asfaltem, koło kolejnego mało
młyńskiego młyna, aby kawałek dalej wraz ze szlakiem odbić w
las, a potem szeroko rozrzuconym trawersem dążyć w górę. Przede
mną roztacza się widok na wąwóz prowadzący asfalt drogi w
kierunku Pieskowej Skały, na jednym ze zboczy odsłonięty kawał
wapiennej skały nazwanej Długa, który przez wiele lat opierał się
naporowi drzew i mchów, a ostatecznie poddał się w walce z
wandalami malującymi wielkie czerwone serce. Jeszcze kawałek i
dochodzę do kościoła świętej Salomei, niestety akurat w
remoncie.
Więc pora już wracać do Ojcowa, początkowo dopiero co
zaliczonymi trawersami koło Długiej, potem asfaltem, bo w końcu
przecież to lepiej niż wracać tą samą trasą, którą się
przyszło. I tak wracam gdzieś na wysokość Jaskini Ciemnej, a że
pora jeszcze w miarę młoda, to czemu by nie zajrzeć. Dla
niewtajemniczonych – w bilety zaopatrzyć się już na dole, a
następnie podejść do góry zielonym szlakiem, jeszcze jakieś
10-20 minut drogi. Tu mi pozostaje poczekać trochę, niestety wśród
wrzasków rozkapryszonej dzieciarni którą w ogóle nie interesowali
się rodzice, bijącej się o to kto wejdzie do środka z latarką.
Te kłótnie wydawały mi się jakieś absurdalne, bo przecież w
każdej udostępnionej publicznie jaskini zamontowane jest światło
elektryczne, więc po co komu latarka?
Brama Krakowska, widok z platformy widokowej w Jaskini Ciemnej |
Skała wapienna Rękawica w pobliżu Jaskini Ciemnej (Ojców) |
Okazuje się, że nie w
Jaskini Ciemnej. Swoją nazwę zawdzięcza ona właśnie brakowi
elektryczności. Co prawda nie przygotowany na to turysta dostaje od
przewodniczki świeczkę z jakże niegustownym „świecznikiem” w
postaci ściętej plastikowej butelki, jednak światło dawane przez
tego typu latarnię nie pozwala nawet dostrzec gdzie się stawia
kroki, a co tu mówić o oglądaniu sklepień jaskini... na szczęście
zupełnie przez przypadek mam przy sobie latarkę, a jak się okazało
nawet dwie. Bo w kieszonce plecak znalazła się zaarówno dającą
wąskie światło malutką okrągłą latarkę, nie dużo większą
od grubego markera, jak i dająca o wiele szersze oświetlenie
latarkę przypominającą stare latarki harcerskie, takie płaskie na
baterie 4,5V, jeśli ktoś je jeszcze pamięta. Ta akurat była już
latarką współczesną, diodową, jakiś gadżet reklamowy od
jednego z dostawców w pracy, okazała się jednak doskonała do
rozglądania się po wnętrzu jaskini. Trzeba przyznać, że takie
zwiedzanie jaskini w której nie ma stałego oświetlenia ma swoje
ogromne zalety... aaa, zapomniałem dodać czemu akurat ta jaskinia
jest uważana za taką ważną w tym terenie. Otóż właśnie w niej
odnaleziono szczątki człowieka prehistorycznego, a żeby to
uwznioślić przed wejściem do jaskini wchodzi się na platformę
widokową, z której widać zarówno przygotowaną na tą okazję
makietę ludźmi pierwotnymi, jak i spojrzeć z góry w kierunku
Bramy Krakowskiej.
Tymczasem po wyjściu z jaskini akurat
rozświeciło się słońce. Nie można było nie skorzystać z
takiej okazji i nie wejść jeszcze kawałek wyżej na jedno z dwóch
miejsc widokowych z których wspaniale widać Rękawicę, formację
kilku skałek wapiennych wyglądających jakby z ziemi wystawała
zaledwie ręka, a właściwie tylko palce jakiegoś przysypanego
rycerza, uzbrojone w kamienną rękawicę. A potem już tylko w dół,
powrót do Bramy Krakowskiej i kawałek dalej zaczerpnąć wody ze
Źródła Miłości, aby opisanym wcześniej wąwozem Ciasne Skałki
wrócić na nocleg do Czajowic.
Na koniec dane z Edmondo: długość trasy 16 km, suma podejść: 331 metrów, najwyższa wysokość: 506 metrów. Pełna trasa do ściągnięcia tutaj.
Na koniec dane z Edmondo: długość trasy 16 km, suma podejść: 331 metrów, najwyższa wysokość: 506 metrów. Pełna trasa do ściągnięcia tutaj.
Powrót na nocleg |
Dawno nie byłam, a to przeciez moje okolice,musze nadrobić, może wiosną..
OdpowiedzUsuńPiękne magiczne zdjęcia
OdpowiedzUsuńByłam tam kiedyś ;) Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuń