wtorek, 4 listopada 2014

Jesień w Jurze

Jura Krakowska nie przywitała mnie miłymi zapachami. Po krótkim dojściu z noclegu w Czajowicach do skraju Ojcowskiego Parku Narodowego już z daleka daje się wczuć zapach niczym z dawnej wiejskiej sławojki. Już wkrótce okazuje się, że poprawnie rozpoznaję zapachy – już w obrębie parku narodowego, przy krzyżówce odbijającej do Groty Łokietka, rozłożyła się buda z płatną toaletą. Taki miły akcent powitalny dla turysty, skłaniający raczej do przyspieszenia kroku niż zachwycania się pięknem przyrody. Dlatego też dosyć szybko dotarłem do skrzyżowania. W związku z tym, że tego dnia zastanawiałem się nad szarpnięciem się na Pieskową Skałę, wybieram krótszy aczkolwiek mniej atrakcyjny szlak czarny. Dzięki temu pół godziny wcześniej wychodzę na skraju Ojcowa, koło stawów rybnych i na skrzyżowaniu szlaków na chwilę przystaję na małą sesję zdjęciową.
stary drewniany mostek w Ojcowie
Stary mostek w Ojcowie
Pamiętacie piosenkę „czerwony mosteczek ugina się/trawka na nim rośnie...”... chociaż ten z piosenki raczej kojarzy mi się z małym mostkiem łukowym, jednak mostek na Sąspówce w Ojcowie też idealnie pasuje do słów tej piosenki. Wysoka konstrukcja zbita z pojedynczych drewnianych kłód wygląda tak, jakby nigdy nie była bezpieczna. Nie bez powodu chyba jednak ktoś kiedyś postawił ten mostek i pewnie za czasów swojej świetności był użyteczny, choć straszny, jednak stan zaniedbania sprawił, że konieczne stały się tabliczki zakazujące wstępu na nie. Mimo to, warto zatrzymać się przy mostku i zwrócić uwagę na jego piękno.
Samotny grób w Dolinie Sąspówki
Natomiast przy mostku odbijam od głównej drogi aby podążyć dalej doliną Sąspówki, środkiem której idzie szlak żółty. Już na wstępie mijam kolejne ostrzeżenie: droga może się zapadać z powodu bobrzych podkopów. Zalecane... żeby nie iść dalej. Z jednej strony to zapowiedź, że czeka mnie miła naturalna droga, z drugiej – zagrożenie nietypowe, kto wie na ile groźne? Na szczęście droga okazała się bezpieczna i faktycznie na początkowym odcinku dosyć urokliwa. Rzeka wżynała się w otaczające ją góry wąskim, powoli unoszącym się wąwozem. Gdzieś po lewej mijam prowizoryczny brzozowy grób bez tabliczki. Czy spoczywa tu jakiś nieznany z imienia czy nazwiska żołnierz, zabity w trakcie ucieczki przez bezwzględnego wroga? Czy może turysta, przypadkowa ofiara gór i złej pogody? A może ten zaciszny wzgórek wybrał sobie na miejsce ostatecznego spoczynku jakiś człowiek gór? A może właśnie tu pochowano właściciela porzuconego domku znajdującego się kilka kilometrów dalej? Na to pytanie zapewne nikt nie udzieli już odpowiedzi...
obora i stara studnia przy leśniczówce w Sąspowie
Tymczasem wąski wąwóz rozlewa się w szeroką, nudną dolinę. Na delikatnie wznoszących się zboczach co prawda rozłożył się jeszcze las, jednak środkiem ciągnie się pustka polany gdzieniegdzie przecinana pojedynczymi drzewami. Po lewej kusząco do skręcenia zachęca skryty w tajemniczym cieniu wąwóz Jamki, jednak wszelkie znaki i tabliczki sugerują, że skręcenie w tą drogę nie jest zalecane. Tak więc podążam wciąż przed siebie dochodząc do starej leśniczówki. Chociaż sama leśniczówka wygląda na wciąż używaną, prowadzące do niej schodki porośnięte są mchem a spomiędzy poszczególnych kamieni wyrasta trawka. Romantyzm tego pozornie opuszczonego miejsca skłania mnie do zatrzymania się w cieniu. Chwilowy postój skłania mnie też do zauważenia ciekawej kompozycji ze starą ręczną studnią i stojącą za nią nową stodołą o charakterystycznych mocno kontrastowych deskach...

Jeden z budynków na obrzeżach Sąspowa
Chatynka na przedmieściu Sąspowa... z przymrużeniem oka

Sąspów, obrzeża - porzucona stodoła
Dalsza droga do Sąspówki raczej nie zaliczała się do ciekawych. Jak już wspomniałem, szeroka polana pośrodku, monotonny krajobraz ciągnący się po obu stronach rzeki tylko gdzieniegdzie przerywany pojedynczym domkiem. Wioska też nie obfitowała w ciekawe tematy, tylko gdzieś ponad nią, spomiędzy gęstych drzew przebijała się wieża zabytkowego kościoła. 
Sąspów był też miejscowością graniczną, w której trzeba było się zdecydować, czy idę dalej do Pieskowej Skały, czy może tutaj zawracam. Zgodnie z mapą dalsza droga miała być asfaltem ciągnącym się wśród nudnych pól, i dopiero pod sam koniec miał pojawić się teren zalesiony z Maczugą Herkulesa i innymi ciekawymi skałkami wokół. Już wcześniej miałem informacje, że zamek w Pieskowej Skale obudowany jest rusztowaniami ze względu na toczący się w nim remont, co nie tylko psuło atrakcyjność krajobrazu, ale i nie pozwalało na zwiedzanie zamku. Gdybym miał nocleg w Ojcowie, być może zdecydowałbym się na dalszą trasę, jednak dojście z Czajowic do Ojcowa i przewidywany powrót na tej trasie wydłużał ją o około 10 km, więc wszystkiego razem było już zbyt dużo na moje nogi. 

Drewniana dzwonnica w Sąspowie
Drewniana dzwonnica w Sąspowie
Dlatego postanowiłem, że na Sąspowie zakończę swoją trasę i skoro już tu jestem, to warto zajrzeć do zauważonego wcześniej kościółka i zabytkowej drewnianej dzwonnicy. Jak się okazało po ostrej wspinaczce, murowany kościółek był zamknięty i z zewnątrz nie stanowił wielkiej atrakcji, za to drewniana dzwonnica przykryta miedzianym dachem zachwycała swą smukłością. Także zejście do żółtego szlaku okazało się wąską ścieżynką wśród zielonej gęstwiny, co dodawało uroku tej trasie. Potem powróciłem do monotonii żółtego szlaku, który doprowadził mnie do poznanej wcześniej leśniczówki. Dla odmiany za leśniczówką postanowiłem skręcić w lewo, w nienazwany wąwóz powoli wspinający się w górę. Chociaż krótki, to głęboko wżynający się potokiem w skały stanowił miłą odmianę po nudzie doliny Sąspówki, na którym udało mi się nawet spotkać wiewiórkę.

Dym, mgła i promienie słońcaKawałek dalej, w pobliżu wspomnianego już domku, w oddali zauważam wznoszącą się sponad ziemi mgłę. Chociaż pora jeszcze była w miarę wczesna, to jednak byłoby to zdumiewające żeby mgła wznosiła się tak późno, skoro wcześniej jej tu nie było. Więc może to dym unoszący się z jakiegoś? Zapewne musiałoby to być dosyć duże ognisko, z kolei rozwieszonej w powietrzu bieli było zbyt mało aby bać się pożaru lasu. W miarę jak posuwałem się do przodu, znalazła się przyczyna dymu: to ludzie palili zebrane w polu chwasty i inne suche rośliny. I znów kolejna okazja do wspaniałych zdjęć i do zachwytu nad naturą światła.
Aby nie wracać tą samą drogą, i żeby nie zmarnować pozostałej jeszcze całkiem sporej części dnia, na kolejnym skrzyżowaniu szlaków odbijam w lewo, w szlak zielony. Krótkie podejście i po chwili docieram do pierwszej zabudowy, najprawdopodobniej dużego ośrodka wypoczynkowego. Kontynuując wędrówkę zielonym szlakiem, po kolejnej pół godziny czasu docieram do ruin zamku w Ojcowie.

Ojców, brama średniowiecznego zamku
Brama zamku w Ojcowie
Zamek w Ojcowie widoczny jest już z daleka, więc samotną wieżę strażniczą z kawałkiem muru obronnego wisząca gdzieś ponad wsią widziałem już na początku dnia, gdy odbijałem na szlak żółty. Zupełnie inaczej zamek ten wygląda od strony wejścia. Ustawione pionowo, ściśnięte ze sobą wapienne obeliski z pewnością chciałyby się zwalić w przepaść po prawej stronie, jednak powstrzymuje je od tego podpierająca je wieża bramna. Jak nic budzi to skojarzenia z książkami stojącymi na nie do końca zapełnionej półce. Książki z pewnością wywróciły by się żeby leżeć na półce poziomo, jednak powstrzymuje je od tego stojąca obok nich przegródka do książek. Tutaj to właśnie kolejne wystające skrzydła ściany wyglądają jak chcące się zwalić książki, a wspomniana wieża – jak powstrzymująca je od tego przegródka.
Matka Boska Ojcowska
Figura Matki Boskiej przed zamkiem w Ojcowie
Oczywiście w oficjalnych godzinach otwarcia przejście bramy nie stwarza większego problemu, konieczne jest, niczym w średniowieczu, opłacenie drobnego, kilkuzłotowego myta które potwierdzone zostaje paragonem. Ciężko tu mówić o bilecie wstępu, skoro oprócz wspomnianego wydruku z kasy fiskalnej nie dostajemy tu absolutnie nic. To zresztą typowa cecha Ojcowskiego Parku Narodowego i ciężko by tu szukać ozdobnych biletów które mogłyby z radością zbierać dzieci.
Trudno mówić o wielkich atrakcjach ojcowskiego zamku, jednak skoro już jest się w Ojcowie, to szkoda go ominąć. Ostatecznie jest to miłe miejsce na spędzenie krótkiego odpoczynku połączonego z podziwianiem panoramy Ojcowa z góry i przejściem przez resztki dawnego muru obronnego. Potem wracam przez bramę, aby lekko okrężną drogą wrócić do wioski. Zamiast wracać schodkami wybieram drogę asfaltową aby od dołu przyjrzeć się figurze zadumanej Matki Boskiej. Co prawda ze ścieżynki prowadzącej od szlaku do zamku da się zejść w bezpośrednie pobliże figurki, jednak dopiero od dołu zyskuje się odpowiednią perspektywę do jej podziwiania.

Jeszcze tylko powrót czarnym szlakiem, zahaczając o Grotę Łokietka która nie okazała się zbyt ciekawym obiektem do zwiedzania i można uznać dzień za skończony.
A od teraz powoli wchodzi mały gadżet techniczny - zapisy opisywanych tras będzie już można ściągnąć z sieci w formacie zgodnym z endomondo. Tutaj macie trasę Czajowice-Sąspówka-Ojców-Sąspówka...

gdzieś na czarnym szlaku

2 komentarze:

  1. Poleciałeś z grubej rury:) Myślałam, że zaczniesz i skończysz na "ochach" i "achach", ale się przeliczyłam. Zamek wygląda zacnie, szkoda, że nie wrzuciłeś więcej zdjęć.

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie grubej rury zabrakło Ojcowskiemu PN (dla niewtajemniczonych: kanalizacyjne są zawsze najgrubsze :). Zamek wygląda zacnie, ale oprócz typowo dokumentacyjnych (jest wieża, jest wystawka, jest coś innego) to ciężko zrobić jakieś klimatyczne zdjęcia, co najwyżej o odpowiedniej porze dnia można się bawić w jakieś niedopowiedzenia. Zresztą zamek... to tak trochę mocno powiedziane, w obecne formie poza wieżą to widzisz większą część tego co pozostało :) Co najwyżej można daleki kadr na wieżę, od strony Bramy Krakowskiej, ale to jeszcze muszę mój tele potestować...

    OdpowiedzUsuń