Jura Krakowska nie przywitała mnie
miłymi zapachami. Po krótkim dojściu z noclegu w Czajowicach do
skraju Ojcowskiego Parku Narodowego już z daleka daje się wczuć
zapach niczym z dawnej wiejskiej sławojki. Już wkrótce okazuje
się, że poprawnie rozpoznaję zapachy – już w obrębie parku
narodowego, przy krzyżówce odbijającej do Groty Łokietka,
rozłożyła się buda z płatną toaletą. Taki miły akcent
powitalny dla turysty, skłaniający raczej do przyspieszenia kroku
niż zachwycania się pięknem przyrody. Dlatego też dosyć szybko
dotarłem do skrzyżowania. W związku z tym, że tego dnia
zastanawiałem się nad szarpnięciem się na Pieskową Skałę,
wybieram krótszy aczkolwiek mniej atrakcyjny szlak czarny. Dzięki
temu pół godziny wcześniej wychodzę na skraju Ojcowa, koło
stawów rybnych i na skrzyżowaniu szlaków na chwilę przystaję na
małą sesję zdjęciową.
Stary mostek w Ojcowie |
Pamiętacie piosenkę „czerwony
mosteczek ugina się/trawka na nim rośnie...”... chociaż ten z
piosenki raczej kojarzy mi się z małym mostkiem łukowym, jednak
mostek na Sąspówce w Ojcowie też idealnie pasuje do słów tej
piosenki. Wysoka konstrukcja zbita z pojedynczych drewnianych kłód
wygląda tak, jakby nigdy nie była bezpieczna. Nie bez powodu chyba
jednak ktoś kiedyś postawił ten mostek i pewnie za czasów swojej
świetności był użyteczny, choć straszny, jednak stan zaniedbania
sprawił, że konieczne stały się tabliczki zakazujące wstępu na
nie. Mimo to, warto zatrzymać się przy mostku i zwrócić uwagę na
jego piękno.
Samotny grób w Dolinie Sąspówki |
Natomiast przy mostku odbijam od
głównej drogi aby podążyć dalej doliną Sąspówki, środkiem
której idzie szlak żółty. Już na wstępie mijam kolejne
ostrzeżenie: droga może się zapadać z powodu bobrzych podkopów.
Zalecane... żeby nie iść dalej. Z jednej strony to zapowiedź, że
czeka mnie miła naturalna droga, z drugiej – zagrożenie
nietypowe, kto wie na ile groźne? Na szczęście droga okazała się
bezpieczna i faktycznie na początkowym odcinku dosyć urokliwa.
Rzeka wżynała się w otaczające ją góry wąskim, powoli
unoszącym się wąwozem. Gdzieś po lewej mijam prowizoryczny
brzozowy grób bez tabliczki. Czy spoczywa tu jakiś nieznany z
imienia czy nazwiska żołnierz, zabity w trakcie ucieczki przez
bezwzględnego wroga? Czy może turysta, przypadkowa ofiara gór i
złej pogody? A może ten zaciszny wzgórek wybrał sobie na miejsce
ostatecznego spoczynku jakiś człowiek gór? A może właśnie tu
pochowano właściciela porzuconego domku znajdującego się kilka
kilometrów dalej? Na to pytanie zapewne nikt nie udzieli już
odpowiedzi...
Tymczasem wąski wąwóz rozlewa się w
szeroką, nudną dolinę. Na delikatnie wznoszących się zboczach co
prawda rozłożył się jeszcze las, jednak środkiem ciągnie się
pustka polany gdzieniegdzie przecinana pojedynczymi drzewami. Po
lewej kusząco do skręcenia zachęca skryty w tajemniczym cieniu
wąwóz Jamki, jednak wszelkie znaki i tabliczki sugerują, że
skręcenie w tą drogę nie jest zalecane. Tak więc podążam wciąż
przed siebie dochodząc do starej leśniczówki. Chociaż sama
leśniczówka wygląda na wciąż używaną, prowadzące do niej
schodki porośnięte są mchem a spomiędzy poszczególnych kamieni
wyrasta trawka. Romantyzm tego pozornie opuszczonego miejsca skłania
mnie do zatrzymania się w cieniu. Chwilowy postój skłania mnie też
do zauważenia ciekawej kompozycji ze starą ręczną studnią i
stojącą za nią nową stodołą o charakterystycznych mocno
kontrastowych deskach...
Chatynka na przedmieściu Sąspowa... z przymrużeniem oka |
Dalsza droga do Sąspówki raczej nie
zaliczała się do ciekawych. Jak już wspomniałem, szeroka polana
pośrodku, monotonny krajobraz ciągnący się po obu stronach rzeki
tylko gdzieniegdzie przerywany pojedynczym domkiem. Wioska też nie
obfitowała w ciekawe tematy, tylko gdzieś ponad nią, spomiędzy
gęstych drzew przebijała się wieża zabytkowego kościoła.
Sąspów był też miejscowością graniczną, w której trzeba
było się zdecydować, czy idę dalej do Pieskowej Skały, czy może
tutaj zawracam. Zgodnie z mapą dalsza droga miała być asfaltem
ciągnącym się wśród nudnych pól, i dopiero pod sam koniec miał
pojawić się teren zalesiony z Maczugą Herkulesa i innymi ciekawymi
skałkami wokół. Już wcześniej miałem informacje, że zamek w
Pieskowej Skale obudowany jest rusztowaniami ze względu na toczący
się w nim remont, co nie tylko psuło atrakcyjność krajobrazu, ale
i nie pozwalało na zwiedzanie zamku. Gdybym miał nocleg w Ojcowie,
być może zdecydowałbym się na dalszą trasę, jednak dojście z
Czajowic do Ojcowa i przewidywany powrót na tej trasie wydłużał
ją o około 10 km, więc wszystkiego razem było już zbyt dużo na
moje nogi.
Drewniana dzwonnica w Sąspowie |
Dlatego postanowiłem, że na Sąspowie zakończę swoją
trasę i skoro już tu jestem, to warto zajrzeć do zauważonego
wcześniej kościółka i zabytkowej drewnianej dzwonnicy. Jak się
okazało po ostrej wspinaczce, murowany kościółek był zamknięty
i z zewnątrz nie stanowił wielkiej atrakcji, za to drewniana
dzwonnica przykryta miedzianym dachem zachwycała swą smukłością.
Także zejście do żółtego szlaku okazało się wąską ścieżynką
wśród zielonej gęstwiny, co dodawało uroku tej trasie. Potem
powróciłem do monotonii żółtego szlaku, który doprowadził mnie
do poznanej wcześniej leśniczówki. Dla odmiany za leśniczówką
postanowiłem skręcić w lewo, w nienazwany wąwóz powoli
wspinający się w górę. Chociaż krótki, to głęboko wżynający
się potokiem w skały stanowił miłą odmianę po nudzie doliny
Sąspówki, na którym udało mi się nawet spotkać wiewiórkę.
Kawałek dalej, w pobliżu wspomnianego
już domku, w oddali zauważam wznoszącą się sponad ziemi mgłę.
Chociaż pora jeszcze była w miarę wczesna, to jednak byłoby to
zdumiewające żeby mgła wznosiła się tak późno, skoro wcześniej
jej tu nie było. Więc może to dym unoszący się z jakiegoś?
Zapewne musiałoby to być dosyć duże ognisko, z kolei rozwieszonej
w powietrzu bieli było zbyt mało aby bać się pożaru lasu. W
miarę jak posuwałem się do przodu, znalazła się przyczyna dymu:
to ludzie palili zebrane w polu chwasty i inne suche rośliny. I znów
kolejna okazja do wspaniałych zdjęć i do zachwytu nad naturą
światła.
Aby nie wracać tą samą drogą, i
żeby nie zmarnować pozostałej jeszcze całkiem sporej części
dnia, na kolejnym skrzyżowaniu szlaków odbijam w lewo, w szlak
zielony. Krótkie podejście i po chwili docieram do pierwszej
zabudowy, najprawdopodobniej dużego ośrodka wypoczynkowego.
Kontynuując wędrówkę zielonym szlakiem, po kolejnej pół godziny
czasu docieram do ruin zamku w Ojcowie.
Brama zamku w Ojcowie |
Zamek w Ojcowie widoczny jest już z
daleka, więc samotną wieżę strażniczą z kawałkiem muru
obronnego wisząca gdzieś ponad wsią widziałem już na początku
dnia, gdy odbijałem na szlak żółty. Zupełnie inaczej zamek ten
wygląda od strony wejścia. Ustawione pionowo, ściśnięte ze sobą
wapienne obeliski z pewnością chciałyby się zwalić w przepaść
po prawej stronie, jednak powstrzymuje je od tego podpierająca je
wieża bramna. Jak nic budzi to skojarzenia z książkami stojącymi
na nie do końca zapełnionej półce. Książki z pewnością
wywróciły by się żeby leżeć na półce poziomo, jednak
powstrzymuje je od tego stojąca obok nich przegródka do książek.
Tutaj to właśnie kolejne wystające skrzydła ściany wyglądają
jak chcące się zwalić książki, a wspomniana wieża – jak
powstrzymująca je od tego przegródka.
Figura Matki Boskiej przed zamkiem w Ojcowie |
Oczywiście w oficjalnych godzinach
otwarcia przejście bramy nie stwarza większego problemu, konieczne
jest, niczym w średniowieczu, opłacenie drobnego, kilkuzłotowego
myta które potwierdzone zostaje paragonem. Ciężko tu mówić o
bilecie wstępu, skoro oprócz wspomnianego wydruku z kasy fiskalnej
nie dostajemy tu absolutnie nic. To zresztą typowa cecha Ojcowskiego
Parku Narodowego i ciężko by tu szukać ozdobnych biletów które
mogłyby z radością zbierać dzieci.
Trudno mówić o wielkich atrakcjach
ojcowskiego zamku, jednak skoro już jest się w Ojcowie, to szkoda
go ominąć. Ostatecznie jest to miłe miejsce na spędzenie
krótkiego odpoczynku połączonego z podziwianiem panoramy Ojcowa z
góry i przejściem przez resztki dawnego muru obronnego. Potem
wracam przez bramę, aby lekko okrężną drogą wrócić do wioski.
Zamiast wracać schodkami wybieram drogę asfaltową aby od dołu
przyjrzeć się figurze zadumanej Matki Boskiej. Co prawda ze
ścieżynki prowadzącej od szlaku do zamku da się zejść w
bezpośrednie pobliże figurki, jednak dopiero od dołu zyskuje się
odpowiednią perspektywę do jej podziwiania.
Jeszcze tylko powrót czarnym szlakiem,
zahaczając o Grotę Łokietka która nie okazała się zbyt ciekawym
obiektem do zwiedzania i można uznać dzień za skończony.
A od teraz powoli wchodzi mały gadżet techniczny - zapisy opisywanych tras będzie już można ściągnąć z sieci w formacie zgodnym z endomondo. Tutaj macie trasę Czajowice-Sąspówka-Ojców-Sąspówka...
A od teraz powoli wchodzi mały gadżet techniczny - zapisy opisywanych tras będzie już można ściągnąć z sieci w formacie zgodnym z endomondo. Tutaj macie trasę Czajowice-Sąspówka-Ojców-Sąspówka...
Poleciałeś z grubej rury:) Myślałam, że zaczniesz i skończysz na "ochach" i "achach", ale się przeliczyłam. Zamek wygląda zacnie, szkoda, że nie wrzuciłeś więcej zdjęć.
OdpowiedzUsuńNo właśnie grubej rury zabrakło Ojcowskiemu PN (dla niewtajemniczonych: kanalizacyjne są zawsze najgrubsze :). Zamek wygląda zacnie, ale oprócz typowo dokumentacyjnych (jest wieża, jest wystawka, jest coś innego) to ciężko zrobić jakieś klimatyczne zdjęcia, co najwyżej o odpowiedniej porze dnia można się bawić w jakieś niedopowiedzenia. Zresztą zamek... to tak trochę mocno powiedziane, w obecne formie poza wieżą to widzisz większą część tego co pozostało :) Co najwyżej można daleki kadr na wieżę, od strony Bramy Krakowskiej, ale to jeszcze muszę mój tele potestować...
OdpowiedzUsuń