A więc wreszcie się wyrwałem. Bo
ciągle było „to i tamto do załatwienia”. A to za późno się
wstało, a to pogoda nie ta, a to wreszcie plener w Krakowie...
chociaż wstałem nie najwcześniej, to pora powiedzieć „dość”
ciągłemu wynajdowaniu pretekstów do lenistwa. Lubawka i koniec, w
końcu słońce zachodzi później niż o 3-ej, więc nawet
uwzględniając 2 godziny w jedną stronę, wciąż pozostaje czas na
spacer. A choć pogoda nie do końca piękna, to na kolejną śnieżną
okazję trzeba będzie czekać nie wiadomo jak długo.
Ale do Lubawki trzeba dojechać – a
za oknem samochodu przeróżne widoki. A to chwilowe przejaśnienie i
białe gałęzie na tle granatowego nieba, a to zaraz mgła i szaruga
wokół próbuje odstraszyć. Miejscami chciałoby się zatrzymać i
wyjść na spacer akurat tutaj – no tak, ale zaraz okaże się, że
szlaków nie ma, że poza tymi ośnieżonymi drzewkami nic ciekawego
wokół nie ma – a czas na zatrzymanie się i szukanie czegoś się
straci. Więc lepiej jechać dalej.
Lubawka... nie przywitała mnie
porażającym pięknem zimy. Wręcz odwrotnie – kierunek który
początkowo oceniłem jako wybrany z rana, w domowym cieple pieleszy,
straszy czarnymi drzewami. Dopiero po chwili orientuję się, że nie
– mój kierunek to te pagórki ginące we mgle. Czy ja na pewno
chcę pakować się w tą mgłę???
Ale cóż, stracić tyle czasu na
dojazd i sobie odpuścić – szkoda. Więc przez pola, zupełnie na
czuja, choć ta odległa przełęczka kusi. Ale nie będę w obcym
sobie terenie gnał na szagę. Poza tym, trochę nie wypada krukowi
zgubić się w Kruczych Górach?
A więc przez pole – po wydeptanych
śladach, bo spod śniegu nie przeziera nawet najmniejszy przejaw
ścieżki. Choć momentami wątpię, czy to właśnie tędy idzie
szlak – to co innego mi pozostaje zrobić? I choć tu jeszcze miały
być dwa szlaki piesze, to okazuje się, że zielony już gdzieś ode
mnie uciekł, nie po raz jedyny zresztą tego dnia. Niebieski –
trochę zbyt nagle i ostro skręca, choć faktycznie z mapy można by
się tego spodziewać.
Kawałek wśród drzew – i okazuje się, że
moje turystyczne przeczucie mnie nie oszukało jednak. Zamiast iść
mocno po skosie, a potem zawracać wzdłuż lasu, ale któż by o tym
wiedział? No, mapa wiedziała – ale w tym zagęszczeniu szlaków i
znaków na końcu Lubawki nie widać zbyt wielu szczegółów.
Tymczasem szlak wychodzi z lasu i
biegnie wzdłuż strumienia. Szlak zmusza do skakania przez płytki
rów, aby kilkaset metrów nakazać wrócić (tym razem już jakimś
mostkiem) z powrotem na lewą stronę. Chwilę później niebieski
szlak ucieka w las, aby powoli zacząć wspinać się ku górze.
Niebo widziane z lisiej nory
Początkowo trasa wydaje się zbyt
szara. Słońce chowające się za szarymi chmurami i mgłami w
połączeniu z czarnymi, nieośnieżonymi gałęziami nie napawa
optymizmem. Jednak w którymś momencie napotykam pierwszą przecinkę
– i chwilowe przejaśnienie. Przecinka pozwala z nadzieją spojrzeć
na górę – nie tylko w niebo, ale i na stok, na którego szczycie
widzę to, co w zimie lubię najbardziej: białe, oszronione gałęzie
i granat nieba. Jeszcze tylko żeby ten pierwszy, stromy odcinek
wzgórza nie zasłaniał... niestety, śnieg zbyt szybko zjeżdża ze
stromo nachylonej skały, a ja wraz z nim. Więc nie pozostaje nic
innego jak zrobić zdjęcie z perspektywy lisiej nory i iść dalej.
Takich przecinek spotykam jeszcze ze
trzy, aby dotrzeć do przerzedzenia drzew także po prawej stronie.
Dzięki temu mogę podziwiać ośnieżone stoki pobliskiego Bogdała
– i z zazdrością spoglądać na te pobielone drzewa naprzeciwko.
Tu gdzie stoję, widać tylko drobne śnieżne czapy na co bardziej
rozłożystych świerkach. Choć jeszcze przed dojściem do Rozdroża
Trzech Buków to się zmienia, i po chwili zaczynam fotograficznie
szaleć z aparatem. Wszędzie wokół tak idealnie szaro (o ile
akurat nie napatoczą się przed obiektyw jakieś oszronione resztki
liści), że nawet obrabiając te zdjęcia w domowym zaciszu
stwierdzam, że wszelkie zabawy saturacją kolorów czy konwersja na
black&white praktycznie nie zmieniają zdjęcia.
A na rozdrożu kierunkowskazy. Wśród
nich i ten: Krzyżówka BHP – 15 minut. A może tylko 10? Nie ważne
– dopiero teraz skojarzyłem, że to jakże popularne skrzyżowanie
szlaków znajduje się właśnie w Górach Kruczych! Choć ciężko
odgadnąć pochodzenie tej jakże nietypowej nazwy, to szkoda by nie
odwiedzić.
Krzyżówka BHP
No więc krótki spacerek w kierunku
krzyżówki. Oczywiście z mapowych 10 minut wyszło zdecydowanie
więcej, bo tu ośnieżony krzaczek, tam drzewko. Jakoś jednak
dotarłem na miejsce, przekonując w międzyczasie że jeszcze jest w
stanie upchnąć w siebie parę zdjęć kosztem tych, które na dysk
laptopa zgrałem już w domu. Jeśli chodzi o samą Krzyżówkę –
no cóż, myślę że ciekawsza była droga do niej niż sama
krzyżówka 7 odnóg leśnych. Choć na niektórych wrażenie może
robić czaszka jakiegoś zwierzęcia nad wejściem do wiaty, to zbyt
dużo takich widziałem wśród myśliwych w rodzinie, żeby się
teraz nią specjalnie przejmować.
Powolny powrót do domu
Powrót do rozdroża Trzech Buków
zajmuje zdecydowanie mniej czasu, i tu zaczynają się kłopoty.
Drogowskaz wskazujący kierunek powrotu pokazuje... jakąś dziurę
między drzewami, dokładnie w środku pomiędzy dwiema drogami.
Dopiero dokładne przyjrzenie się kierunkom wszystkich odnóży
szlaków na mapie daje jakieś mgliste pojęcie która z dróg może
być właściwa. Na szczęście udało się dobrze wybrać, choć
droga to tylko pas ziemi bez drzew. Spod grubej warstwy śniegu nie
widać żadnych jej śladów, w tym miejscu teren jest też na tyle
płaski, że nie opada ani nie wznosi się zauważalnie z żadnej
strony. Na białym puchu nie ma nawet jednego śladu przechodzącego
tu człowieka czy zwierzęcia.
Dopiero kilka minut później teren
znów nabiera górskiego charakteru. Po prawej zauważam jakby ciut
wyżej grań, więc staram się wejść na nią licząc na ciekawe
widoki. Choć wydawałoby się, ze stąd będę miał ciekawe widoki,
to okazuje się jednak że za wzniesieniem są jedynie ciut niższe
drzewa – o tyle niższe, że zdawało się z drogi że będzie
ładna łacha widokowa, na tyle wysokie, że jednak punktu widokowego
tu nie ma.
Tak więc idę dalej. Mijam kolejne
przecinki, które tak atrakcyjnie wyglądały z dołu. Niestety, tym
razem droga znajduje się już zbyt wysoko i nie widać tych
wspaniałych widoków. Tak więc dalej idę w śniegu, i gdyby nie
drzewo zwieszające się nad drogą uniemożliwiając przejście nie
zauważyłbym, że szlak odbija w bok w niezauważalną ścieżkę.
Okazuje się jednak, że to właśnie Krucza Skała i lekkim łukiem
dochodzę na punkt widokowy. Mgła co prawda zasłania dalsze szczyty
i widoczna jest tylko Sępia Góra i nieznaczny kawałek stoku
Bogdała, to dzięki niej zmienia się odbiór gór. To już nie
piękne panoramki z poszarpaną szczytami linią horyzontu. To raczej
góry dostojne, potężne lecz nie zawsze dostępne które w każdej
chwili mogą zagrozić śmiałkowi który odważy się postąpić o
krok za daleko.
Z punktu widokowego na Kruczej Skale
wracam kilka metrów do miejsca, w którym ostatnio widziałem szlak.
Niestety, dalsze oznakowanie ginie gdzieś wśród ośnieżonych
drzew, i bardziej na czuja niż według znaków schodzę na dół.
Chociaż już w przełęczy domyślam się, że szlak idzie raczej
granią ciut powyżej mnie, to raczej wolę zejść w dół i potem
wypatrywać znajomych budynków, niż ryzykować wchodzenie na górę
i szukanie szlaku. W końcu schodząc korytem górskiego strumyka z
pewnością dojdę do podnóża góry, idąc granią mogę trafić za
to na nieprzebytą przepaść. Na szczęście nie wyrzuciło mnie
mocno w bok od zamierzonego kierunku i wychodzę kilkaset metrów od
miejsca, w którym szlak niebieski wchodził z pola w las na początku
wędrówki. Usilnie szukam zagubionego szlaku, bo przecież powinien
być gdzieś między tymi dwoma miejscami, i gdy już praktycznie się
poddaję – nagle go odnajduję. Patrząc po kierunku, chyba
faktycznie szedł zalesioną granią. Ale pora już zbyt późna, aby
przejść jeszcze ten kawałek i odnaleźć miejsce, gdzie go
zgubiłem. Słońce już pewnie zachodzące za linią horyzontu chowa
się także za chmurami, a wokół robi się zbyt ciemno żeby
jeszcze chodzić po lesie.
Klimatyczne zimowe scenerie :)
OdpowiedzUsuńJak gdyby czas się zatrzymał...:) piękne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuń