poniedziałek, 4 lutego 2013

Krucza szaruga


A więc wreszcie się wyrwałem. Bo ciągle było „to i tamto do załatwienia”. A to za późno się wstało, a to pogoda nie ta, a to wreszcie plener w Krakowie... chociaż wstałem nie najwcześniej, to pora powiedzieć „dość” ciągłemu wynajdowaniu pretekstów do lenistwa. Lubawka i koniec, w końcu słońce zachodzi później niż o 3-ej, więc nawet uwzględniając 2 godziny w jedną stronę, wciąż pozostaje czas na spacer. A choć pogoda nie do końca piękna, to na kolejną śnieżną okazję trzeba będzie czekać nie wiadomo jak długo.


Ale do Lubawki trzeba dojechać – a za oknem samochodu przeróżne widoki. A to chwilowe przejaśnienie i białe gałęzie na tle granatowego nieba, a to zaraz mgła i szaruga wokół próbuje odstraszyć. Miejscami chciałoby się zatrzymać i wyjść na spacer akurat tutaj – no tak, ale zaraz okaże się, że szlaków nie ma, że poza tymi ośnieżonymi drzewkami nic ciekawego wokół nie ma – a czas na zatrzymanie się i szukanie czegoś się straci. Więc lepiej jechać dalej.
Lubawka... nie przywitała mnie porażającym pięknem zimy. Wręcz odwrotnie – kierunek który początkowo oceniłem jako wybrany z rana, w domowym cieple pieleszy, straszy czarnymi drzewami. Dopiero po chwili orientuję się, że nie – mój kierunek to te pagórki ginące we mgle. Czy ja na pewno chcę pakować się w tą mgłę???



Ale cóż, stracić tyle czasu na dojazd i sobie odpuścić – szkoda. Więc przez pola, zupełnie na czuja, choć ta odległa przełęczka kusi. Ale nie będę w obcym sobie terenie gnał na szagę. Poza tym, trochę nie wypada krukowi zgubić się w Kruczych Górach?
A więc przez pole – po wydeptanych śladach, bo spod śniegu nie przeziera nawet najmniejszy przejaw ścieżki. Choć momentami wątpię, czy to właśnie tędy idzie szlak – to co innego mi pozostaje zrobić? I choć tu jeszcze miały być dwa szlaki piesze, to okazuje się, że zielony już gdzieś ode mnie uciekł, nie po raz jedyny zresztą tego dnia. Niebieski – trochę zbyt nagle i ostro skręca, choć faktycznie z mapy można by się tego spodziewać. 
Kawałek wśród drzew – i okazuje się, że moje turystyczne przeczucie mnie nie oszukało jednak. Zamiast iść mocno po skosie, a potem zawracać wzdłuż lasu, ale któż by o tym wiedział? No, mapa wiedziała – ale w tym zagęszczeniu szlaków i znaków na końcu Lubawki nie widać zbyt wielu szczegółów.
Tymczasem szlak wychodzi z lasu i biegnie wzdłuż strumienia. Szlak zmusza do skakania przez płytki rów, aby kilkaset metrów nakazać wrócić (tym razem już jakimś mostkiem) z powrotem na lewą stronę. Chwilę później niebieski szlak ucieka w las, aby powoli zacząć wspinać się ku górze.

Niebo widziane z lisiej nory

Początkowo trasa wydaje się zbyt szara. Słońce chowające się za szarymi chmurami i mgłami w połączeniu z czarnymi, nieośnieżonymi gałęziami nie napawa optymizmem. Jednak w którymś momencie napotykam pierwszą przecinkę – i chwilowe przejaśnienie. Przecinka pozwala z nadzieją spojrzeć na górę – nie tylko w niebo, ale i na stok, na którego szczycie widzę to, co w zimie lubię najbardziej: białe, oszronione gałęzie i granat nieba. Jeszcze tylko żeby ten pierwszy, stromy odcinek wzgórza nie zasłaniał... niestety, śnieg zbyt szybko zjeżdża ze stromo nachylonej skały, a ja wraz z nim. Więc nie pozostaje nic innego jak zrobić zdjęcie z perspektywy lisiej nory i iść dalej.



Takich przecinek spotykam jeszcze ze trzy, aby dotrzeć do przerzedzenia drzew także po prawej stronie. Dzięki temu mogę podziwiać ośnieżone stoki pobliskiego Bogdała – i z zazdrością spoglądać na te pobielone drzewa naprzeciwko. Tu gdzie stoję, widać tylko drobne śnieżne czapy na co bardziej rozłożystych świerkach. Choć jeszcze przed dojściem do Rozdroża Trzech Buków to się zmienia, i po chwili zaczynam fotograficznie szaleć z aparatem. Wszędzie wokół tak idealnie szaro (o ile akurat nie napatoczą się przed obiektyw jakieś oszronione resztki liści), że nawet obrabiając te zdjęcia w domowym zaciszu stwierdzam, że wszelkie zabawy saturacją kolorów czy konwersja na black&white praktycznie nie zmieniają zdjęcia.
A na rozdrożu kierunkowskazy. Wśród nich i ten: Krzyżówka BHP – 15 minut. A może tylko 10? Nie ważne – dopiero teraz skojarzyłem, że to jakże popularne skrzyżowanie szlaków znajduje się właśnie w Górach Kruczych! Choć ciężko odgadnąć pochodzenie tej jakże nietypowej nazwy, to szkoda by nie odwiedzić.
Krzyżówka BHP

No więc krótki spacerek w kierunku krzyżówki. Oczywiście z mapowych 10 minut wyszło zdecydowanie więcej, bo tu ośnieżony krzaczek, tam drzewko. Jakoś jednak dotarłem na miejsce, przekonując w międzyczasie że jeszcze jest w stanie upchnąć w siebie parę zdjęć kosztem tych, które na dysk laptopa zgrałem już w domu. Jeśli chodzi o samą Krzyżówkę – no cóż, myślę że ciekawsza była droga do niej niż sama krzyżówka 7 odnóg leśnych. Choć na niektórych wrażenie może robić czaszka jakiegoś zwierzęcia nad wejściem do wiaty, to zbyt dużo takich widziałem wśród myśliwych w rodzinie, żeby się teraz nią specjalnie przejmować.

Powolny powrót do domu



Powrót do rozdroża Trzech Buków zajmuje zdecydowanie mniej czasu, i tu zaczynają się kłopoty. Drogowskaz wskazujący kierunek powrotu pokazuje... jakąś dziurę między drzewami, dokładnie w środku pomiędzy dwiema drogami. Dopiero dokładne przyjrzenie się kierunkom wszystkich odnóży szlaków na mapie daje jakieś mgliste pojęcie która z dróg może być właściwa. Na szczęście udało się dobrze wybrać, choć droga to tylko pas ziemi bez drzew. Spod grubej warstwy śniegu nie widać żadnych jej śladów, w tym miejscu teren jest też na tyle płaski, że nie opada ani nie wznosi się zauważalnie z żadnej strony. Na białym puchu nie ma nawet jednego śladu przechodzącego tu człowieka czy zwierzęcia.
Dopiero kilka minut później teren znów nabiera górskiego charakteru. Po prawej zauważam jakby ciut wyżej grań, więc staram się wejść na nią licząc na ciekawe widoki. Choć wydawałoby się, ze stąd będę miał ciekawe widoki, to okazuje się jednak że za wzniesieniem są jedynie ciut niższe drzewa – o tyle niższe, że zdawało się z drogi że będzie ładna łacha widokowa, na tyle wysokie, że jednak punktu widokowego tu nie ma.
Tak więc idę dalej. Mijam kolejne przecinki, które tak atrakcyjnie wyglądały z dołu. Niestety, tym razem droga znajduje się już zbyt wysoko i nie widać tych wspaniałych widoków. Tak więc dalej idę w śniegu, i gdyby nie drzewo zwieszające się nad drogą uniemożliwiając przejście nie zauważyłbym, że szlak odbija w bok w niezauważalną ścieżkę. Okazuje się jednak, że to właśnie Krucza Skała i lekkim łukiem dochodzę na punkt widokowy. Mgła co prawda zasłania dalsze szczyty i widoczna jest tylko Sępia Góra i nieznaczny kawałek stoku Bogdała, to dzięki niej zmienia się odbiór gór. To już nie piękne panoramki z poszarpaną szczytami linią horyzontu. To raczej góry dostojne, potężne lecz nie zawsze dostępne które w każdej chwili mogą zagrozić śmiałkowi który odważy się postąpić o krok za daleko.


Z punktu widokowego na Kruczej Skale wracam kilka metrów do miejsca, w którym ostatnio widziałem szlak. Niestety, dalsze oznakowanie ginie gdzieś wśród ośnieżonych drzew, i bardziej na czuja niż według znaków schodzę na dół. Chociaż już w przełęczy domyślam się, że szlak idzie raczej granią ciut powyżej mnie, to raczej wolę zejść w dół i potem wypatrywać znajomych budynków, niż ryzykować wchodzenie na górę i szukanie szlaku. W końcu schodząc korytem górskiego strumyka z pewnością dojdę do podnóża góry, idąc granią mogę trafić za to na nieprzebytą przepaść. Na szczęście nie wyrzuciło mnie mocno w bok od zamierzonego kierunku i wychodzę kilkaset metrów od miejsca, w którym szlak niebieski wchodził z pola w las na początku wędrówki. Usilnie szukam zagubionego szlaku, bo przecież powinien być gdzieś między tymi dwoma miejscami, i gdy już praktycznie się poddaję – nagle go odnajduję. Patrząc po kierunku, chyba faktycznie szedł zalesioną granią. Ale pora już zbyt późna, aby przejść jeszcze ten kawałek i odnaleźć miejsce, gdzie go zgubiłem. Słońce już pewnie zachodzące za linią horyzontu chowa się także za chmurami, a wokół robi się zbyt ciemno żeby jeszcze chodzić po lesie.  


2 komentarze: