Gdy tego dnia wyszedłem z domu, miałem wrażenie, że anioły rozlały mleko na niebie. I choć słońce na wszelkie możliwe sposoby stawało się sprawić, żeby niebo było niebieskie, to jednak ono uparcie chciało być szaro-białe. Widać tego anielskiego mleka dużo się rozlało, bo dosyć długo niebo utrzymywało swój nudny kolor. Jednak miało to swoje zalety, bo zwierzęta okazały się nad wyraz ufne, w ciągu dnia wychodząc na drogi ludzkie. Ale o wszystkim po kolei...
Tą wędrówkę postanowiłem rozpocząć w podwrocławskich Kotowicach. Aby odpuścić sobie nudne asfalty, próbuję dojechać do samego „dworca” PKP, co nie jest łatwe, ale jakoś się udaje. Jako że to wiosna, najbardziej oczywistym wyborem był szlak o kolorze wiosennych narcyzów i żonkili. Niestety, poza kwiatami wokół ani kawałka żółtego, tak więc pozostaje próbować iść na czuja. Niestety, po chwili drogę blokuje mi rozpościerająca się wokół... Krótki rzut oka na mapę i okazuje się, że to nie rozlewająca się na wszystkie strony Odra, a jedynie strasznie podłużne jezioro Panieńskie. Tak więc nie pozostaje nic innego jak odbić do torów. Jednak warto było pobłądzić, bo już wkrótce spotykam rudokitą wiewiórkę. Oj, złośliwa psotnica, spokojnie okazuje swe uroki tak długo, jak długo nie próbuję jej zrobić zdjęcia, kiedy to nagle ucieka na drugą stronę. I zaraz z powrotem pokazuje się z powrotem, gdy chowam aparat.

Powoli więc obchodzę jezioro Dziewicze, które w szczególności na swym zachodnim końcu urzeka płytkimi (połowy wysokości człowieka) wąwozikami. Teraz już dalej wzdłuż żółtego szlaku (który odnalazł się gdzieś w połowie długości jeziora), szeroką leśną drogą. Przy torach kolejowych spotykam pierwszych kolarzy, którzy, choć z GPS-em, pobłądziliby by bez moich wskazówek. Za to w zamian dostaję kolejne namiary na ciekawe miejsce – tym razem mowa o kolejowym moście na wysokości Czernicy.

A skoro to już tak blisko, postanawiam wyjść nad Odrę, która na wysokości Gajkowa dopiero pokazuje piękno rozlewisk, że o małym kawałku piaszczystej plaży nie wspomnę. Ale cóż, pora powoli wracać. Znów wśród świergotu ptaków, prawie tą samą drogą – choć tym razem od torów kolejowych udaje się przejść ją całą zabłąkanym żółtym szlakiem... A przed samochodem wyczekują rozradowane motyle, wesoło bawiące się w berka.
Choć to wiosna, o mało co zapomniałbym wspomnieć o budzącej się do życia roślinności. Bazie już powoli rozkwitają na żółto, więc na niebieskich kawałkach nieba doskonale spełniają rolę kwiatów jabłoni, które już wkrótce nam rozkwitną w sadach. Choć obawiam się, że nie dożyją do bliskiej już Wielkanocy - a przecież bazie były nieodłącznym elementem Wielkanocy, Na ziemi – pełno białych zawilców, słonecznych narcyzów czy delikatnych złoci i ziarnopłonów. Zresztą, kto by je wszystkie nazwał? Jeśli chcecie, obejrzyjcie je sami na spacerze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz